środa, 22 października 2014

Rozdział 1

Rozdział1



Zimno sali rozpraw było tego dnia wyjątkowo dokuczliwe. Grafitowy, wypolerowany na błysk kamień był istotą tego pomieszczenia, tworzył podłogę i sufit, ściany, ławy dla świadków oraz podest dla przewodniczących rozprawie. Jedynym elementem nie pasującym do wystroju było drewniane krzesło przeznaczone dla oskarżonego. Obecność tego topornego drewnianego przedmiotu była irytująca, powodowała niemal swędzącą potrzebę wyjęcia różdżki i transmutowania go w coś, co nie naruszało by tak boleśnie natury owego majestatycznego wnętrza. Na tymże meblu umiejscowiony został Lucjusz Malfoy. Mimo swego marnego położenia wyglądał na cholernie pewnego siebie. Stosowna szata z najlepszego gatunku czarnej wełny podkreślała bezczelnie blichtr dawnej arystokracji, czarna jedwabna wstążka spinająca jego włosy oraz platynowe spinki przy mankietach perfekcyjnie białej koszuli dopełniały całości wizerunku. Patrzył wyzywająco chłodnym wzrokiem na wszystkich zgromadzonych w ławach świadków, ławników, członków Zakonu Feniksa, jednym słowem na cały ogół idiotów, którzy przyszli tu w nadziei na obejrzenie widowiska, jakim miał być jego spektakularny upadek. Miał ochotę śmiać się w głos. Dziś dowiedzą się co znaczy nazwisko Malfoy, a potem każdy, kto po wojnie splunął mu w twarz, pożałuje, pozna jego gniew i pożałuje chwili, w której wszedł w drogę jemu – Lucjuszowi Malfoyowi.

- Proszę o ciszę. – powiedziała dobitnie około pięćdziesięcioletnia czarownica zasiadająca przy niższej z dwóch kamiennych mównic na podeście, mimo długiego siedzenia na jej garsonce w kolorze ministerialnej zieleni nie było ani jednego zagniecenia. Wstała aby dodać swej drobnej postaci nieco hieratyzmu - Proszę wstać. Minister idzie. – jej głos był aż nadto oficjalny, tak suchy, że można było się wzdrygnąć jak przy wyjątkowo nieznośnym skrzypnięciu starego zawiasu. Minister Magii Kingsley Shacklebolt wkroczył prężnym krokiem do pomieszczenia i zajął miejsce przy głównej mównicy. Ciemna zieleń oficjalnej szaty dość mdło stapiała się z jego ciemnobrązową karnacją, jednak jego niezłomny charakter, postawna sylwetka i głęboki głos sprawiały, że wydawał się być na jak najbardziej właściwym miejscu. Skinął krótko głową i przemówił.

- W imieniu Ministerstwa Magii otwieram rozprawę numer 43/15/11/1998. Pani przewodnicząca – zwrócił się do czarownicy o skrzypiącym głosie – proszę zaczynać.

- Nazywam się Mafalda Hopkirk i będę czuwać nad przebiegiem rozprawy. Panie Malfoy, proszę przedstawić swojego obrońcę.

- Osobiście poprowadzę swoją linię obrony – odparł dumnie oskarżony.

- Czyżby żaden prawnik nie chciał bronić tego śmierciożerczego ścierwa? – ktoś z głębi sali rzucił komentarz ironicznym głosem, na co kilka osób zareagowało nerwowym śmiechem.

-Proszę o spokój! – przewodnicząca stuknęła głośno młotkiem – Kontynuujmy. Lucjuszu Malfoy, oskarża się ciebie o przynależność do Śmierciożerców, najbardziej zaufanych popleczników Voldemorta, liczne zbrodnie wojenne, tortury, morderstwa, manipulacje. Czy przyznajesz się do popełnienia tych czynów?

- Zanim odpowiem domagam się przedstawienia pełnej listy zarzutów. – przewodnicząca wciągnęła z sykiem powietrze, a sala utonęła w chaotycznych szeptach.

- Oskarżonemu przysługuje takie prawo. – jej głos wydał się jeszcze bardziej suchy – Oskarżonemu Lucjuszowi Malfoyowi zarzuca się przynależność do wewnętrznego kręgu śmierciożerców, udział w torturach i morderstwach 43 mugoli, których ciał nie udało się zidentyfikować, torturowanie łącznie 18 czarodziejów: Marka Pipera, jego żony Matyldy Piper, Stephana Goldsteina, Robba Norentsa, Joahimy Stark, Hermiony Granger, Harry’ego Pottera, Luny Lovegood, Garricka Ollivandera, Ronalda Weasleya, Abraxasa Rossnera, Desturbii Enosh, Rutabelli Smith, Narcyzy Malfoy, Danniela Filtha, Roveny Jenkins, Matifulda Blesherena, ponadto zarzuca się oskarżonemu zamordowanie siedmiu czarodziejów: Jamesa Rodrigueza, Franka Birda, Robina Stronga, Amelii Bondstring, Elli Smith, Rose Whitesnow i Ginevry Weasley. – szczególnie przy ostatnim nazwisku sala zawrzała od nienawistnych krzyków, pani Hopkirk stuknęła gniewnie młotkiem – Proszę państwa, to jest sala sądowa, proszę się opanować! Czy oskarżony przyznaje się do winy?

- Będę odpowiadał na zarzuty po kolei. – zaczął beznamiętnym tonem – Zarzut pierwszy. Przynależność do śmierciożerców, przyznaję się...

- I już samo to wystarczy, żeby zgnił w Azkabanie! – rozległ się gniewny krzyk kobiety, ludzie popatrzyli na nią ze zrozumieniem, to była Molly Weasley.

- Czy wysoki sąd – wtłoczył w te słowa tyle jadu, że zabrzmiały jak obelga – pozwoli mi dokończyć moją linię obrony?

- Proszę kontynuować – Mafalda skinęła głową

- Najpierw składam wniosek o zaprzysiężenie mnie, aby wyzbyć się wątpliwości co do mojej prawdomówności – przez pomieszczenie przeszedł pomruk dezaprobaty

- Malfoy, oszczędź nam opisów – krzyknęła pani Finnigan.

-Ty morderco!

- Zakończyć tą farsę! Do Azkabanu! – wydarł się Ron Weasley

- Po raz ostatni proszę o spokój! – przerwała Mafalda, po czym zeszła z podestu i podążyła wprost do oskarżonego – Zgodnie z prawem oskarżony zostanie zaprzysiężony. Proszę mi podać prawą dłoń – Lucjusz wykonał polecenie, a przewodnicząca zwróciła się do Ministra – Panie Ministrze, proszę na gwaranta. – Kingsley zszedł na środek sali prężnym krokiem z podniesioną różdżką. Jej koniec umieścił nad dłońmi czarodziejów

- Lucjuszu Malfoy, czy przysięgasz podczas tej rozprawy odpowiadać prawdą i tylko prawdą na każde zadane ci przez przewodniczącą w imieniu sądu pytanie? – zapytał

- Przysięgam.

- Czy przysięgasz składać tylko prawdziwe zeznania i nie zatajać faktów?

- Przysięgam. – odparł, w ty samym momencie z różdżki Ministra wysnuła się srebrzysta mgiełka i oplotła złączone dłonie po to, by po chwili się rozpłynąć.

- To zaprzysiężenie ma moc Przysięgi Wieczystej, skutkiem jego złamania będzie natychmiastowa śmierć. Proszę wracać na miejsca. – zarządził Shacklebolt.

- Zatem nareszcie wracając do tematu – powiedział siadając na krześle dla oskarżonych – przyznaję, byłem członkiem wewnętrznego kręgu śmierciożerców – odetchnął głęboko napawając się wyrazem triumfu w twarzach zebranych, triumfu, który miał zostać brutalnie zgaszony – jednak wykorzystywałem swoją pozycję wielokrotnie przekazując informacje pogrążające plany Czarnego Pana. Jako dowód chciałbym przedstawić wspomnienia Severusa Snape’a, które dla bezpieczeństwa zostawiał w mojej osobistej myślodsiewni, aby nie ryzykować dekonspiracji – wyjął z kieszeni szaty niewielką fiolkę zawierającą srebrzystą substancję – proszę o umieszczenie wspomnień na przezroczu myśli.

- Zezwalam – powiedział Minister. Niewidoczny dotąd sędziwy woźny w jasnoniebieskim garniturze zabrał fiolkę, po chwili oczom widowni ukazały się obrazy bezsprzecznie potwierdzające zeznania Malfoya. On i Snape w altanie Malfoy Manor. On i Severus w sypialni Malfoyów gorączkowo dyskutujący o planie ataku na Hogwart Express. On przedstawiający możliwość uratowania Ginevry Weasley i Snape przekazujący wyraźnie, że Dumbledore zabronił ratowania dziewczyny, że poświęca ją dla dobra sprawy.

- Tak więc – kontynuował Malfoy, gdy obrazy przestały zalewać zgromadzonych – to tyle jeśli chodzi o moją działalność w wyżej wspomnianym klubie.

- Nie tak szybko panie Malfoy – powiedziała przewodnicząca – Czy wstąpił pan z własnej woli w szeregi Voldemorta?

- I tu kolejne zaskoczenie, otóż zostałem przymuszony przez ojca, który także był śmierciożercą – odparł – jak widać nie padam trupem, więc to musi być prawda. –uśmiechnął się arogancko.

- Ale czy w szeregi śmierciożerców nie dostaje się tylko dobrowolnie?

- Wystarczy oficjalne przyzwolenie, powiedzenie po prostu „tak”, nikt nie pyta o motywy, a w moim przypadku groźba śmierci ze strony rodzica w razie okazania niechęci była dostateczną motywacją.

- Proszę kontynuować, na razie nie mam więcej pytań.

- Kolejne zarzuty. Piperowie,Goldstein, Robb Norents i Joahima Stark zostali schwytani i byli torturowani w obecności samego Voldemorta przez śmierciożerców po kolei, ja zakończyłem ich cierpienia w sposób ... – przez chwilę ważył słowa - ... humanitarny, posłałem im klątwy, które pozbawiły ich świadomości na dłuższy czas, dzięki czemu dziś żyją. – Przerwał na chwilę, jakby rozkoszował się chwilą kłopotliwego milczenia – Co do Pottera, Weasleya, Granger, Ollivandera i  Lovegood, musiałem utrzymać pozory, aby nie spalić przykrywki, ale nie wyrządziłem żadnemu z nich trwałej krzywdy i zaręczam, że w sytuacji pojmania, dostanie się w moje ręce było najlepszym, co mogło ich spotkać.

- To prawda – odezwał się cichy głos z jednej z ostatnich ławek, dziewczyna z burzą brązowych włosów podniosła się z miejsca i wytrzymując spojrzenia pełne niedowierzania, kontynuowała – Pan Malfoy pomimo tego, że użył na nas pewnych zaklęć, nie wyrządził nam trwałej krzywdy, a dzięki moim zdolnościom Legilimencji, przełamałam czar Obliviate, który na nas rzucił, aby ukryć fakt, że w rzeczywistości to on pomógł nam się wydostać z Malfoy Manor – zakończyła wpatrując się uparcie w Mafaldę Hopkirk.

- Panno Granger – zaczęła delikatnie kobieta – wiem, że to bolesne wspomnienia, ale muszę zapytać. Mówiąc „nam”, kogo dokładnie ma pani na myśli?

- Siebie, Harry’ego Pottera, Lunę Lovegood, pana Ollivandera i Ronalda Weasleya – odparła pewnie.

- Dziękujemy, proszę usiąść panno Granger – powiedziała przewodnicząca – kontynuujmy  - dodała głośniej jednocześnie skinieniem dłoni uciszając szum, jaki podniósł się na sali.

- Abraxas Rossner, Desturbia Enosh, Rutabella Smith, i Danniel Filth zostali schwytani i przebywali w lochach Malfoy Manor na polecenie Czarnego Pana, nie traktowałem ich zbyt gościnnie, ale dołożyłem starań, aby dożyli do końca wojny, co też się stało – jego ton był irytująco spokojny, jak u człowieka pozbawionego wszelkich uczuć, który nie rozpatruje czynów za pomocą sumienia lecz jedynie przepisów – Co do Narcyzy, Roveny Jenkins i Matifulda Blesherena, musiałem ich torturować w obecności Voldemorta na jego wyraźne polecenie, gdybym się sprzeciwił, obawiam się, że posłałby mi natychmiastową klątwę zabijającą.

- Sąd nie ma więcej pytań do tego zarzutu.  Proszę kontynuować.

- Do zarzutu odnośnie tortur i zabójstw mugoli nie mogę się jednoznacznie przyznać. Unikałem ich, zawsze podkreślałem, że brzydzi mnie przebywanie w ich obecności, zostałem zmuszony do wykonania sześciu kar śmierci, jednak nie byłem w stanie uratować tych osób, moja odmowa tak jak w poprzednim przypadku oznaczała by natychmiastową śmierć. Jeśli chodzi o tortury i zaklęcia niewybaczalne. Owszem, używałem ich, lecz tylko wtedy, gdy wymagała tego konieczność. Albus Dumbledore wymagał ode mnie utrzymania przykrywki za wszelką cenę. Podobne zadanie otrzymał Severus Snape. – atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Wszyscy czekali na linię obrony najgorszego zarzutu. Morderstw czarodziejów.

- Proszę się odnieść do ostatniego zarzutu. – ponagliła pani Hopkirk.

- Zamordowanie siedmiu czarodziejów: Jamesa Rodrigueza, Franka Birda, Robina Stronga, Amelii Bondstring, Elli Smith, Rose Whitesnow i Ginevry Weasley – wyrecytował z pamięci – Rodriguez, Bird i Bondstring byli torturowani na zebraniu śmierciożerców przez samego Voldemorta, następnie przez cały krąg po kolei. To prawda, że zmarli z mojej ręki, ale to oszczędziło im tylko przedśmiertnych cierpień.

- Jasne! – krzyknął ktoś z końca sali – Jesteś gównem Malfoy! Kłamliwym śmierciożerczym gównem! – Lucjusz zaczerpnął powietrza, nie sądził, że będzie dziś musiał opowiadać o niesmacznych w jego mniemaniu szczegółach, ale skoro sami tego chcieli...

- Rodriguez był torturowany jako pierwszy, na rozgrzewkę oberwał Crucio od Czarnego Pana, następnie został szczodrze ofiarowany kręgowi. Bellatrix zdecydowała, że powinien zostać rozebrany, następnie zadawała mu płytkie nacięcia sztyletem, kolejny był Avrey, który za pomocą zaklęcia polewał jego ciało słoną wodą, Crabb i Goyle zajęli się odcinaniem jego palców u rąk i stóp, robili to powoli, wtedy młodszy Lestrange zaczął przypalać jego ciało w miejscach, gdzie było ono najbardziej umięśnione, starszy natomiast odcinał je za pomocą myśliwskiego noża i rzucał wilkołakowi Greybackowi by ten je pożerał. Alecto Carrow wraz z bratem zajęli się jego twarzą, odcinali mu małżowiny uszne, kaleczyli usta zmuszając do przeżuwania rozbitego szkła, kiedy zwolniło się trochę miejsca Mc Nair zajął się jego genitaliami...

- Dość panie Malfoy! – przerwał sam Minister – Myślę, że już wiemy, co chciał nam pan przekazać, proszę przejść do rzeczy.

- Kiedy przyszła moja kolej użyłem klątwy Sectusempra, która zadała mu natychmiastową śmierć. Podobnie było w przypadku Birda i Bondstring. Strong i Whitesnow zostali podarowani Rookwoodowi, który osobiście ich torturował. Zaprosił mnie do siebie by sprawdzić moją lojalność. Zaprosił także Bellę i Carowów. Scenariusz był podobny do poprzedniego – po tych słowach Weasleyowie i siedząca obok nich rodzina zbledli, za chwilę mieli dowiedzieć się prawdy o śmierci ich córek.

- Panie Malfoy, są tu rodziny dwóch ostatnich ofiar, proszę podejść do tematu z godnością. – pouczyła go przewodnicząca.

- W tej sprawie nie ma potrzeby bycia powściągliwym – zaczął wyzywająco, narażając się tym samym na nienawistne spojrzenia i szepty, kilku członków rodzin powstało z siedzisk – Weasley i Smith żyją, mają się dobrze i czekają obecnie aż starszy rodu Malfoyów uwolni je z ich kryjówki w Malfoy Manor. – powiedział niemal arogancko, a ci, którzy stojąc zaciskali pięści teraz osunęli się bezwładnie na ławy, Lucjusz uniósł dłoń tamując tym samym lawinę pytań.

-Ale przecież my pochowaliśmy jej zwłoki – na pierwszy plan wyrwał się stłumiony szloch Artura Weasleya

-W tym przypadku zaryzykowałem, zignorowałem rozkaz Dumbledore’a i wdrożyłem w życie plan, który opracowaliśmy ze Snapem , mianowicie ich śmierć została upozorowana starożytną magią skrzatów domowych, taką, która była obca nawet Voldemortowi, dzięki temu mogliśmy po pochówkach przenieść je do ukrytych komnat we dworze i tam cofnąć nałożone zaklęcia oraz pozwolić im na spokojne doczekanie końca wojny. Uprzedzę wasze pytania. Tak, uwolnię je jeszcze dziś. Nie, nie próbujcie ich szukać, bo skoro te komnaty umknęły nawet Czarnemu Panu, mimo, że były tuż pod jego nosem, to was na pewno nie spotka tam nic dobrego.

-Na czym polegało dokładnie upozorowanie śmierci panny Weasley i pani Smith? – zapytała Hopkirk

-Pomógł nam w tym skrzat domowy Zgredek, który niegdyś służył mojej rodzinie. Snape wspominał, że w jednym z woluminów mojej prywatnej biblioteki czytał o tym, że skrzaty potrafią o wiele więcej niż są skłonne wyjawić. Czarny Pan podchodził do ich rasy z pogardą i nigdy nie zgłębiał tych tematów. Zgredka przekonało to, że powiedzieliśmy, że Weasleyówna jest narzeczoną Pottera. Dobrze się stało, że po tym jak dom Weasleyów został zaatakowany, obie trafiły do lochów mojej posiadłości. Co prawda pieczę nad nimi sprawowała Bella, więc przez pierwsze dni nie było łatwo, ale po piątym dniu, kiedy można było założyć, że śmierć z wycieńczenia nie jest niczym podejrzanym, wtedy wkroczył Zgredek, który jakby „zamroził” je swoją magią, nigdy zresztą nie zdradził nam sposobu w jaki tego dokonał. Kiedy zarządziłem pozbycie się ciał, Snape przetransportował je w widoczne dla Zakonu Feniksa miejsce. Kiedy dokonano pochówku, Zgredek przeniósł je do ukrytych komnat Malfoy Manor, gdzie zostały uleczone oraz gdzie przebywają aż do dnia dzisiejszego. – odparł z lekką irytacją w głosie. Przez to cholerne zaprzysiężenie musiał zdradzić jeden ze swoich pilnie strzeżonych sekretów, mianowicie ukryte pomieszczenia jego rezydencji.

-Panie Malfoy. Wojna oficjalnie zakończyła się 03 maja bieżącego roku. Dlaczego nikogo pan wcześniej nie poinformował o tak kluczowym fakcie? – zapytał sam Minister

-Ponieważ dwa dni po bitwie zostałem schwytany i bez szansy wyjaśnień zesłany do Azkbanu, gdzie spędziłem trzy miesiące zanim ktokolwiek w ogóle zechciał ze mną porozmawiać. Domagałem się widzenia z kimś z Ministerstwa, ale zignorowano moje prośby. Kiedy nareszcie miałem szansę zostać przesłuchanym, podano mi Veritaserum i  mogłem odpowiadać tylko na zadawane mi pytania. Wtedy jak Wysokiemu Sądowi wiadomo wypuszczono mnie i pozwolono mi odpowiadać na rozprawie z wolnej stopy, jednak kiedy pojawiłem się w Ministerstwie, by uzupełnić dobrowolnie zeznania, zaznaczam, że moja wizyta została odnotowana, wtedy powiedziano mi, że będę mógł się, cytuję „produkować” na rozprawie, i żebym nie zawracał teraz głowy, bo Ministerstwo ma ważniejsze sprawy niż wypociny śmierciożerców. Postanowiłem więc przedłużyć gościnę moim tymczasowym podopiecznym, szczególnie, że pani Smith wymagała jeszcze wtedy opieki. Pozatym moje pojawienie się u Weasleyów jak mniemam nie zostałoby odebrane zbyt pozytywnie. – uśmiechnął się sardonicznie, wiedział już, że dobrze wybrał ostatni akcent widowiska. Przewodnicząca spojrzała w kierunku ławy przysięgłych, skinęła głową, odchrząknęła.

-Nie mamy więcej pytań. Wyrok zostanie ogłoszony po naradzie. Proszę wstać Minister idzie. – powiedziała oficjalnie. Po wyjściu Ministra Lucjusz usiadł. Słyszał dookoła pełne nadziei głosy Weasleyów i Smithów, szlochy ulgi i niedowierzania. Miał rację, że zostawił te wiadomości na deser. Taka gratka była znakomitym odwróceniem uwagi. Po około dziesięciu minutach drzwi otworzył rozsierdzony czarodziej, przysadzisty, łysy. Lucjusz rozpoznał go. On i Savage zawsze działali sobie na przekór.

-Wychodzę z tąd! Ten śmieć powinien gnić w Azkabanie! – krzyknął cały czerwony ze złości.

-Rufusie, wróć natychmiast na miejsce! Naruszasz powagę tej instytucji! – zestrofował go Minister – Nie ma sensu się kłócić, proponuję rozwiązanie sprawy przez głosowanie. – powiedział, kiedy drzwi ponownie zamknięto – Na trzy niech podniosą ręce ci, którzy głosują za uniewinnieniem. Raz ... Dwa...

Drzwi się otworzyły, ławnicy zajęli swoje miejsca.

-W imieniu Ministerstwa Magii. Zostanie wydany wyrok w sprawie numer 43/15/11/1998 – powiedziała przewodnicząca – Proszę wstać Minister idzie - Shacklebolt wkroczył na salę.

-Ministerswo Magii po naradzie uniewinnia Lucjusza Malfoya od zarzucanych mu czynów. Ze względu na złożone zaprzysiężenie wyrok ten jest natychmiastowo prawomocny i nieodwołalny. Ministerstwo wstrzymuje konfiskatę majątku sądzonego oraz zarządza przywrócenie skonfiskowanych wcześniej dóbr. Ministerstwo nakazuje Lucjuszowi Malfoyowi dostarczenie uratowanych Ginevry Weasley oraz Elli Smith do ich rodzin w trybie natychmiastowym w asyście pracownika Ministerstwa. Od tej chwili zaprzysiężenie wygasa. Koniec rozprawy. – stuk młotka przywołał strażnika, który zwrócił Lucjuszowi różdżkę.

-Będę panu towarzyszył po ocalałe – powiedział oficjalnie nijaki mężczyzna o rozmytym spojrzeniu i sporym podbródku – proponuję załatwić to od razu.

-Chodźmy – warknął opryskliwie i ruszył w stronę wyjścia. W holu Weasleyowie natychmiast do niego przypadli.

-Ginny – zawołała pani Weasley

-Czekajcie tutaj – rzucił zimno, po czym bez słowa wszedł do jednego z kominków Ministerstwa, za nim dreptał strażnik. Wziął garść proszku Fiuu – Pokątna – usłyszeli tylko.Dopiero z  ulicy Pokątnej Lucjusz wraz z ministerialną kulą u nogi teleportował się do Malfoy Manor. – Proszę tu zaczekać. Skrzat dotrzyma panu towarzystwa. Goniec! – niewielki skrzat teleportował się tuż przy nich – dotrzymaj panu towarzystwa.

-Goniec służy – odparł skrzat. Zostawił strażnika ze skrzatem i udał się do ukrytych komnat.

-Weasley! Smith!  - zawołał ostro, obie natychmiast do niego przybiegły, spoglądając z nadzieją na drzwi, które miał za plecami. Jego cyniczny uśmiech spowodował, że przeszył je dreszcz strachu. Przez chwilę delektował się tym widokiem – wojna się skończyła, wracacie do domów – oznajmił tonem pasującym raczej do opisu pogody w zeszłym tygodniu – macie dwie minuty na doprowadzenie się do porządku – dodał zimno, a one wiedziały, że lepiej już się nie odzywać. Lucjusz Malfoy nie chciał podziękowań, mimo jego pomocy nadal odczuwały, że wyraźnie nimi gardzi.

Kwadrans później wyszły z nim i strażnikiem z kominka w Ministerstwie i padły w objęcia swych rodzin nie oglądając się za siebie. Lucjusz Malfoy odwrócił się na pięcie i skierował się do wyjścia. Był wolny. Ledwie zauważył, że ktoś ciągnie go za rękaw, odwrócił się ze złością napotkał spojrzenie osoby, której najmniej się spodziewał.

-Panie Malfoy, dziękuję. – powiedziała cicho Hermiona Granger, otaksował ją zimnym wzrokiem i wyszarpnął rękaw szaty z jej dłoni.

-Zbędne sentymenty Granger – syknął i odszedł szybkim krokiem  pozostawiając ją samą sobie.

8 komentarzy:

  1. Chyba się własnie zakochałam.
    Ani mi się waż tego porzucać, bo cię namierzę ._.
    Świetny pierwszy rozdział, zwłaszcza ta historia, a konkretniej wątek Zgredka.
    Czekam z niecierpliwością na 2 rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zapowiada :) uwielbiam parring Lucmione i cierpie z powodu tak malej ilosci opowiadan o nim :'( czekam na następny, niech Cię wena nie opuszcza! Xx
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  3. Czeeeeejść kochana!
    Cóż, muszę powiedzieć, że nigdy nie brałam się za LM/HG. Jakoś nie trawiłam tej pary i moje serce należy wyłącznie do Sevmione :P Ale... postanowiłam zrobić wyjątek i zacząć czytać Twoje opowiadanie, jest dopiero I konkretny rozdział, więc będę na bieżąco :D
    Przede wszystkim wiedziałam, że czytając taką tematykę, napisaną przez ciebie, nie będę się męczyć, bo znam Twój styl i wiem, że jest CHOLERNIE DOBRY! I nie piszę tego, aby Ci dosłodzić, albo " Bo tak wypada!", tylko naprawdę tak uważam. Masz strasznie dobry styl i tylko pozazdrościć, bo ja to jestem w czarnej dupie i daleko za Tobą xD
    Co do fabuły, to cieszę się, że jest powojennie, a nie znajduje czegoś w stylu " Hermiona więźniem Malfoya, rżnięta dzień i noc". Tego bym chyba nie zniosła. Ale tutaj miła odmiana, Malfoy tępiony przez społeczeństwo czarodziejów, a Granger gdzieś tam poznała się na nim, bo w końcu ją uratował :) Chociaż gdzieś przy końcówce, jak uwalniał Ginny, to waliło mi od niego jakimś podstępem, chociaż mogę się mylić: przecież to ślizgon^^
    Pozostaje mi tylko czekać, aż dodasz coś :D Mi trujesz tyłek żebym pisała najlepiej 24h/7, a ty widzę masz braki!!!!
    Buziaki;*
    pysiame

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy mozemy spodziewac sie nastepnego rozdzialu? Xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie się ciekawiej.
    Idę dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No coraz ciekawiej się robi.
    Rozwaliła mnie obrona Lucka, ale jest całkiem przemyślana :)
    Całuski, Mio :*

    OdpowiedzUsuń