Rozdział1
Zimno sali rozpraw było tego dnia wyjątkowo dokuczliwe.
Grafitowy, wypolerowany na błysk kamień był istotą tego pomieszczenia, tworzył
podłogę i sufit, ściany, ławy dla świadków oraz podest dla przewodniczących
rozprawie. Jedynym elementem nie pasującym do wystroju było drewniane krzesło
przeznaczone dla oskarżonego. Obecność tego topornego drewnianego przedmiotu
była irytująca, powodowała niemal swędzącą potrzebę wyjęcia różdżki i
transmutowania go w coś, co nie naruszało by tak boleśnie natury owego
majestatycznego wnętrza. Na tymże meblu umiejscowiony został Lucjusz Malfoy.
Mimo swego marnego położenia wyglądał na cholernie pewnego siebie. Stosowna
szata z najlepszego gatunku czarnej wełny podkreślała bezczelnie blichtr dawnej
arystokracji, czarna jedwabna wstążka spinająca jego włosy oraz platynowe
spinki przy mankietach perfekcyjnie białej koszuli dopełniały całości
wizerunku. Patrzył wyzywająco chłodnym wzrokiem na wszystkich zgromadzonych w
ławach świadków, ławników, członków Zakonu Feniksa, jednym słowem na cały ogół
idiotów, którzy przyszli tu w nadziei na obejrzenie widowiska, jakim miał być
jego spektakularny upadek. Miał ochotę śmiać się w głos. Dziś dowiedzą się co
znaczy nazwisko Malfoy, a potem każdy, kto po wojnie splunął mu w twarz,
pożałuje, pozna jego gniew i pożałuje chwili, w której wszedł w drogę jemu –
Lucjuszowi Malfoyowi.
- Proszę o ciszę. – powiedziała dobitnie około
pięćdziesięcioletnia czarownica zasiadająca przy niższej z dwóch kamiennych
mównic na podeście, mimo długiego siedzenia na jej garsonce w kolorze
ministerialnej zieleni nie było ani jednego zagniecenia. Wstała aby dodać swej
drobnej postaci nieco hieratyzmu - Proszę wstać. Minister idzie. – jej głos był
aż nadto oficjalny, tak suchy, że można było się wzdrygnąć jak przy wyjątkowo
nieznośnym skrzypnięciu starego zawiasu. Minister Magii Kingsley Shacklebolt
wkroczył prężnym krokiem do pomieszczenia i zajął miejsce przy głównej mównicy.
Ciemna zieleń oficjalnej szaty dość mdło stapiała się z jego ciemnobrązową
karnacją, jednak jego niezłomny charakter, postawna sylwetka i głęboki głos
sprawiały, że wydawał się być na jak najbardziej właściwym miejscu. Skinął
krótko głową i przemówił.
- W imieniu Ministerstwa Magii otwieram rozprawę numer
43/15/11/1998. Pani przewodnicząca – zwrócił się do czarownicy o skrzypiącym
głosie – proszę zaczynać.
- Nazywam się Mafalda Hopkirk i będę czuwać nad przebiegiem
rozprawy. Panie Malfoy, proszę przedstawić swojego obrońcę.
- Osobiście poprowadzę swoją linię obrony – odparł dumnie
oskarżony.
- Czyżby żaden prawnik nie chciał bronić tego
śmierciożerczego ścierwa? – ktoś z głębi sali rzucił komentarz ironicznym
głosem, na co kilka osób zareagowało nerwowym śmiechem.
-Proszę o spokój! – przewodnicząca stuknęła głośno młotkiem
– Kontynuujmy. Lucjuszu Malfoy, oskarża się ciebie o przynależność do
Śmierciożerców, najbardziej zaufanych popleczników Voldemorta, liczne zbrodnie
wojenne, tortury, morderstwa, manipulacje. Czy przyznajesz się do popełnienia
tych czynów?
- Zanim odpowiem domagam się przedstawienia pełnej listy
zarzutów. – przewodnicząca wciągnęła z sykiem powietrze, a sala utonęła w
chaotycznych szeptach.
- Oskarżonemu przysługuje takie prawo. – jej głos wydał się
jeszcze bardziej suchy – Oskarżonemu Lucjuszowi Malfoyowi zarzuca się
przynależność do wewnętrznego kręgu śmierciożerców, udział w torturach i
morderstwach 43 mugoli, których ciał nie udało się zidentyfikować, torturowanie
łącznie 18 czarodziejów: Marka Pipera, jego żony Matyldy Piper, Stephana
Goldsteina, Robba Norentsa, Joahimy Stark, Hermiony Granger, Harry’ego Pottera,
Luny Lovegood, Garricka Ollivandera, Ronalda Weasleya, Abraxasa Rossnera,
Desturbii Enosh, Rutabelli Smith, Narcyzy Malfoy, Danniela Filtha, Roveny
Jenkins, Matifulda Blesherena, ponadto zarzuca się oskarżonemu zamordowanie
siedmiu czarodziejów: Jamesa Rodrigueza, Franka Birda, Robina Stronga, Amelii
Bondstring, Elli Smith, Rose Whitesnow i Ginevry Weasley. – szczególnie przy
ostatnim nazwisku sala zawrzała od nienawistnych krzyków, pani Hopkirk stuknęła
gniewnie młotkiem – Proszę państwa, to jest sala sądowa, proszę się opanować!
Czy oskarżony przyznaje się do winy?
- Będę odpowiadał na zarzuty po kolei. – zaczął beznamiętnym
tonem – Zarzut pierwszy. Przynależność do śmierciożerców, przyznaję się...
- I już samo to wystarczy, żeby zgnił w Azkabanie! – rozległ
się gniewny krzyk kobiety, ludzie popatrzyli na nią ze zrozumieniem, to była
Molly Weasley.
- Czy wysoki sąd – wtłoczył w te słowa tyle jadu, że
zabrzmiały jak obelga – pozwoli mi dokończyć moją linię obrony?
- Proszę kontynuować – Mafalda skinęła głową
- Najpierw składam wniosek o zaprzysiężenie mnie, aby wyzbyć
się wątpliwości co do mojej prawdomówności – przez pomieszczenie przeszedł
pomruk dezaprobaty
- Malfoy, oszczędź nam opisów – krzyknęła pani Finnigan.
-Ty morderco!
- Zakończyć tą farsę! Do Azkabanu! – wydarł się Ron Weasley
- Po raz ostatni proszę o spokój! – przerwała Mafalda, po
czym zeszła z podestu i podążyła wprost do oskarżonego – Zgodnie z prawem
oskarżony zostanie zaprzysiężony. Proszę mi podać prawą dłoń – Lucjusz wykonał
polecenie, a przewodnicząca zwróciła się do Ministra – Panie Ministrze, proszę
na gwaranta. – Kingsley zszedł na środek sali prężnym krokiem z podniesioną
różdżką. Jej koniec umieścił nad dłońmi czarodziejów
- Lucjuszu Malfoy, czy przysięgasz podczas tej rozprawy
odpowiadać prawdą i tylko prawdą na każde zadane ci przez przewodniczącą w
imieniu sądu pytanie? – zapytał
- Przysięgam.
- Czy przysięgasz składać tylko prawdziwe zeznania i nie
zatajać faktów?
- Przysięgam. – odparł, w ty samym momencie z różdżki
Ministra wysnuła się srebrzysta mgiełka i oplotła złączone dłonie po to, by po
chwili się rozpłynąć.
- To zaprzysiężenie ma moc Przysięgi Wieczystej, skutkiem
jego złamania będzie natychmiastowa śmierć. Proszę wracać na miejsca. –
zarządził Shacklebolt.
- Zatem nareszcie wracając do tematu – powiedział siadając
na krześle dla oskarżonych – przyznaję, byłem członkiem wewnętrznego kręgu
śmierciożerców – odetchnął głęboko napawając się wyrazem triumfu w twarzach
zebranych, triumfu, który miał zostać brutalnie zgaszony – jednak
wykorzystywałem swoją pozycję wielokrotnie przekazując informacje pogrążające
plany Czarnego Pana. Jako dowód chciałbym przedstawić wspomnienia Severusa
Snape’a, które dla bezpieczeństwa zostawiał w mojej osobistej myślodsiewni, aby
nie ryzykować dekonspiracji – wyjął z kieszeni szaty niewielką fiolkę
zawierającą srebrzystą substancję – proszę o umieszczenie wspomnień na
przezroczu myśli.
- Zezwalam – powiedział Minister. Niewidoczny dotąd sędziwy
woźny w jasnoniebieskim garniturze zabrał fiolkę, po chwili oczom widowni
ukazały się obrazy bezsprzecznie potwierdzające zeznania Malfoya. On i Snape w
altanie Malfoy Manor. On i Severus w sypialni Malfoyów gorączkowo dyskutujący o
planie ataku na Hogwart Express. On przedstawiający możliwość uratowania
Ginevry Weasley i Snape przekazujący wyraźnie, że Dumbledore zabronił ratowania
dziewczyny, że poświęca ją dla dobra sprawy.
- Tak więc – kontynuował Malfoy, gdy obrazy przestały
zalewać zgromadzonych – to tyle jeśli chodzi o moją działalność w wyżej
wspomnianym klubie.
- Nie tak szybko panie Malfoy – powiedziała przewodnicząca –
Czy wstąpił pan z własnej woli w szeregi Voldemorta?
- I tu kolejne zaskoczenie, otóż zostałem przymuszony przez
ojca, który także był śmierciożercą – odparł – jak widać nie padam trupem, więc
to musi być prawda. –uśmiechnął się arogancko.
- Ale czy w szeregi śmierciożerców nie dostaje się tylko
dobrowolnie?
- Wystarczy oficjalne przyzwolenie, powiedzenie po prostu
„tak”, nikt nie pyta o motywy, a w moim przypadku groźba śmierci ze strony
rodzica w razie okazania niechęci była dostateczną motywacją.
- Proszę kontynuować, na razie nie mam więcej pytań.
- Kolejne zarzuty. Piperowie,Goldstein, Robb Norents i
Joahima Stark zostali schwytani i byli torturowani w obecności samego
Voldemorta przez śmierciożerców po kolei, ja zakończyłem ich cierpienia w
sposób ... – przez chwilę ważył słowa - ... humanitarny, posłałem im klątwy,
które pozbawiły ich świadomości na dłuższy czas, dzięki czemu dziś żyją. –
Przerwał na chwilę, jakby rozkoszował się chwilą kłopotliwego milczenia – Co do
Pottera, Weasleya, Granger, Ollivandera i
Lovegood, musiałem utrzymać pozory, aby nie spalić przykrywki, ale nie
wyrządziłem żadnemu z nich trwałej krzywdy i zaręczam, że w sytuacji pojmania,
dostanie się w moje ręce było najlepszym, co mogło ich spotkać.
- To prawda – odezwał się cichy głos z jednej z ostatnich
ławek, dziewczyna z burzą brązowych włosów podniosła się z miejsca i
wytrzymując spojrzenia pełne niedowierzania, kontynuowała – Pan Malfoy pomimo
tego, że użył na nas pewnych zaklęć, nie wyrządził nam trwałej krzywdy, a
dzięki moim zdolnościom Legilimencji, przełamałam czar Obliviate, który na nas
rzucił, aby ukryć fakt, że w rzeczywistości to on pomógł nam się wydostać z
Malfoy Manor – zakończyła wpatrując się uparcie w Mafaldę Hopkirk.
- Panno Granger – zaczęła delikatnie kobieta – wiem, że to
bolesne wspomnienia, ale muszę zapytać. Mówiąc „nam”, kogo dokładnie ma pani na
myśli?
- Siebie, Harry’ego Pottera, Lunę Lovegood, pana Ollivandera
i Ronalda Weasleya – odparła pewnie.
- Dziękujemy, proszę usiąść panno Granger – powiedziała
przewodnicząca – kontynuujmy - dodała
głośniej jednocześnie skinieniem dłoni uciszając szum, jaki podniósł się na
sali.
- Abraxas Rossner, Desturbia Enosh, Rutabella Smith, i
Danniel Filth zostali schwytani i przebywali w lochach Malfoy Manor na
polecenie Czarnego Pana, nie traktowałem ich zbyt gościnnie, ale dołożyłem
starań, aby dożyli do końca wojny, co też się stało – jego ton był irytująco
spokojny, jak u człowieka pozbawionego wszelkich uczuć, który nie rozpatruje
czynów za pomocą sumienia lecz jedynie przepisów – Co do Narcyzy, Roveny
Jenkins i Matifulda Blesherena, musiałem ich torturować w obecności Voldemorta
na jego wyraźne polecenie, gdybym się sprzeciwił, obawiam się, że posłałby mi
natychmiastową klątwę zabijającą.
- Sąd nie ma więcej pytań do tego zarzutu. Proszę kontynuować.
- Do zarzutu odnośnie tortur i zabójstw mugoli nie mogę się
jednoznacznie przyznać. Unikałem ich, zawsze podkreślałem, że brzydzi mnie
przebywanie w ich obecności, zostałem zmuszony do wykonania sześciu kar
śmierci, jednak nie byłem w stanie uratować tych osób, moja odmowa tak jak w
poprzednim przypadku oznaczała by natychmiastową śmierć. Jeśli chodzi o tortury
i zaklęcia niewybaczalne. Owszem, używałem ich, lecz tylko wtedy, gdy wymagała
tego konieczność. Albus Dumbledore wymagał ode mnie utrzymania przykrywki za
wszelką cenę. Podobne zadanie otrzymał Severus Snape. – atmosfera stawała się coraz
bardziej napięta. Wszyscy czekali na linię obrony najgorszego zarzutu.
Morderstw czarodziejów.
- Proszę się odnieść do ostatniego zarzutu. – ponagliła pani
Hopkirk.
- Zamordowanie siedmiu czarodziejów: Jamesa Rodrigueza,
Franka Birda, Robina Stronga, Amelii Bondstring, Elli Smith, Rose Whitesnow i
Ginevry Weasley – wyrecytował z pamięci – Rodriguez, Bird i Bondstring byli
torturowani na zebraniu śmierciożerców przez samego Voldemorta, następnie przez
cały krąg po kolei. To prawda, że zmarli z mojej ręki, ale to oszczędziło im
tylko przedśmiertnych cierpień.
- Jasne! – krzyknął ktoś z końca sali – Jesteś gównem
Malfoy! Kłamliwym śmierciożerczym gównem! – Lucjusz zaczerpnął powietrza, nie
sądził, że będzie dziś musiał opowiadać o niesmacznych w jego mniemaniu
szczegółach, ale skoro sami tego chcieli...
- Rodriguez był torturowany jako pierwszy, na rozgrzewkę
oberwał Crucio od Czarnego Pana, następnie został szczodrze ofiarowany kręgowi.
Bellatrix zdecydowała, że powinien zostać rozebrany, następnie zadawała mu
płytkie nacięcia sztyletem, kolejny był Avrey, który za pomocą zaklęcia polewał
jego ciało słoną wodą, Crabb i Goyle zajęli się odcinaniem jego palców u rąk i
stóp, robili to powoli, wtedy młodszy Lestrange zaczął przypalać jego ciało w
miejscach, gdzie było ono najbardziej umięśnione, starszy natomiast odcinał je
za pomocą myśliwskiego noża i rzucał wilkołakowi Greybackowi by ten je pożerał.
Alecto Carrow wraz z bratem zajęli się jego twarzą, odcinali mu małżowiny
uszne, kaleczyli usta zmuszając do przeżuwania rozbitego szkła, kiedy zwolniło
się trochę miejsca Mc Nair zajął się jego genitaliami...
- Dość panie Malfoy! – przerwał sam Minister – Myślę, że już
wiemy, co chciał nam pan przekazać, proszę przejść do rzeczy.
- Kiedy przyszła moja kolej użyłem klątwy Sectusempra, która
zadała mu natychmiastową śmierć. Podobnie było w przypadku Birda i Bondstring.
Strong i Whitesnow zostali podarowani Rookwoodowi, który osobiście ich
torturował. Zaprosił mnie do siebie by sprawdzić moją lojalność. Zaprosił także
Bellę i Carowów. Scenariusz był podobny do poprzedniego – po tych słowach
Weasleyowie i siedząca obok nich rodzina zbledli, za chwilę mieli dowiedzieć
się prawdy o śmierci ich córek.
- Panie Malfoy, są tu rodziny dwóch ostatnich ofiar, proszę
podejść do tematu z godnością. – pouczyła go przewodnicząca.
- W tej sprawie nie ma potrzeby bycia powściągliwym – zaczął
wyzywająco, narażając się tym samym na nienawistne spojrzenia i szepty, kilku
członków rodzin powstało z siedzisk – Weasley i Smith żyją, mają się dobrze i
czekają obecnie aż starszy rodu Malfoyów uwolni je z ich kryjówki w Malfoy
Manor. – powiedział niemal arogancko, a ci, którzy stojąc zaciskali pięści
teraz osunęli się bezwładnie na ławy, Lucjusz uniósł dłoń tamując tym samym
lawinę pytań.
-Ale przecież my pochowaliśmy jej zwłoki – na pierwszy plan
wyrwał się stłumiony szloch Artura Weasleya
-W tym przypadku zaryzykowałem, zignorowałem rozkaz
Dumbledore’a i wdrożyłem w życie plan, który opracowaliśmy ze Snapem ,
mianowicie ich śmierć została upozorowana starożytną magią skrzatów domowych,
taką, która była obca nawet Voldemortowi, dzięki temu mogliśmy po pochówkach
przenieść je do ukrytych komnat we dworze i tam cofnąć nałożone zaklęcia oraz
pozwolić im na spokojne doczekanie końca wojny. Uprzedzę wasze pytania. Tak,
uwolnię je jeszcze dziś. Nie, nie próbujcie ich szukać, bo skoro te komnaty
umknęły nawet Czarnemu Panu, mimo, że były tuż pod jego nosem, to was na pewno
nie spotka tam nic dobrego.
-Na czym polegało dokładnie upozorowanie śmierci panny
Weasley i pani Smith? – zapytała Hopkirk
-Pomógł nam w tym skrzat domowy Zgredek, który niegdyś
służył mojej rodzinie. Snape wspominał, że w jednym z woluminów mojej prywatnej
biblioteki czytał o tym, że skrzaty potrafią o wiele więcej niż są skłonne wyjawić.
Czarny Pan podchodził do ich rasy z pogardą i nigdy nie zgłębiał tych tematów.
Zgredka przekonało to, że powiedzieliśmy, że Weasleyówna jest narzeczoną
Pottera. Dobrze się stało, że po tym jak dom Weasleyów został zaatakowany, obie
trafiły do lochów mojej posiadłości. Co prawda pieczę nad nimi sprawowała
Bella, więc przez pierwsze dni nie było łatwo, ale po piątym dniu, kiedy można
było założyć, że śmierć z wycieńczenia nie jest niczym podejrzanym, wtedy
wkroczył Zgredek, który jakby „zamroził” je swoją magią, nigdy zresztą nie
zdradził nam sposobu w jaki tego dokonał. Kiedy zarządziłem pozbycie się ciał,
Snape przetransportował je w widoczne dla Zakonu Feniksa miejsce. Kiedy
dokonano pochówku, Zgredek przeniósł je do ukrytych komnat Malfoy Manor, gdzie
zostały uleczone oraz gdzie przebywają aż do dnia dzisiejszego. – odparł z
lekką irytacją w głosie. Przez to cholerne zaprzysiężenie musiał zdradzić jeden
ze swoich pilnie strzeżonych sekretów, mianowicie ukryte pomieszczenia jego
rezydencji.
-Panie Malfoy. Wojna oficjalnie zakończyła się 03 maja
bieżącego roku. Dlaczego nikogo pan wcześniej nie poinformował o tak kluczowym
fakcie? – zapytał sam Minister
-Ponieważ dwa dni po bitwie zostałem schwytany i bez szansy
wyjaśnień zesłany do Azkbanu, gdzie spędziłem trzy miesiące zanim ktokolwiek w
ogóle zechciał ze mną porozmawiać. Domagałem się widzenia z kimś z
Ministerstwa, ale zignorowano moje prośby. Kiedy nareszcie miałem szansę zostać
przesłuchanym, podano mi Veritaserum i
mogłem odpowiadać tylko na zadawane mi pytania. Wtedy jak Wysokiemu
Sądowi wiadomo wypuszczono mnie i pozwolono mi odpowiadać na rozprawie z wolnej
stopy, jednak kiedy pojawiłem się w Ministerstwie, by uzupełnić dobrowolnie
zeznania, zaznaczam, że moja wizyta została odnotowana, wtedy powiedziano mi,
że będę mógł się, cytuję „produkować” na rozprawie, i żebym nie zawracał teraz
głowy, bo Ministerstwo ma ważniejsze sprawy niż wypociny śmierciożerców.
Postanowiłem więc przedłużyć gościnę moim tymczasowym podopiecznym,
szczególnie, że pani Smith wymagała jeszcze wtedy opieki. Pozatym moje
pojawienie się u Weasleyów jak mniemam nie zostałoby odebrane zbyt pozytywnie.
– uśmiechnął się sardonicznie, wiedział już, że dobrze wybrał ostatni akcent
widowiska. Przewodnicząca spojrzała w kierunku ławy przysięgłych, skinęła
głową, odchrząknęła.
-Nie mamy więcej pytań. Wyrok zostanie ogłoszony po
naradzie. Proszę wstać Minister idzie. – powiedziała oficjalnie. Po wyjściu
Ministra Lucjusz usiadł. Słyszał dookoła pełne nadziei głosy Weasleyów i
Smithów, szlochy ulgi i niedowierzania. Miał rację, że zostawił te wiadomości
na deser. Taka gratka była znakomitym odwróceniem uwagi. Po około dziesięciu
minutach drzwi otworzył rozsierdzony czarodziej, przysadzisty, łysy. Lucjusz
rozpoznał go. On i Savage zawsze działali sobie na przekór.
-Wychodzę z tąd! Ten śmieć powinien gnić w Azkabanie! –
krzyknął cały czerwony ze złości.
-Rufusie, wróć natychmiast na miejsce! Naruszasz powagę tej
instytucji! – zestrofował go Minister – Nie ma sensu się kłócić, proponuję
rozwiązanie sprawy przez głosowanie. – powiedział, kiedy drzwi ponownie
zamknięto – Na trzy niech podniosą ręce ci, którzy głosują za uniewinnieniem.
Raz ... Dwa...
Drzwi się otworzyły, ławnicy zajęli swoje miejsca.
-W imieniu Ministerstwa Magii. Zostanie wydany wyrok w
sprawie numer 43/15/11/1998 – powiedziała przewodnicząca – Proszę wstać
Minister idzie - Shacklebolt wkroczył na salę.
-Ministerswo Magii po naradzie uniewinnia Lucjusza Malfoya
od zarzucanych mu czynów. Ze względu na złożone zaprzysiężenie wyrok ten jest
natychmiastowo prawomocny i nieodwołalny. Ministerstwo wstrzymuje konfiskatę
majątku sądzonego oraz zarządza przywrócenie skonfiskowanych wcześniej dóbr.
Ministerstwo nakazuje Lucjuszowi Malfoyowi dostarczenie uratowanych Ginevry
Weasley oraz Elli Smith do ich rodzin w trybie natychmiastowym w asyście
pracownika Ministerstwa. Od tej chwili zaprzysiężenie wygasa. Koniec rozprawy.
– stuk młotka przywołał strażnika, który zwrócił Lucjuszowi różdżkę.
-Będę panu towarzyszył po ocalałe – powiedział oficjalnie
nijaki mężczyzna o rozmytym spojrzeniu i sporym podbródku – proponuję załatwić
to od razu.
-Chodźmy – warknął opryskliwie i ruszył w stronę wyjścia. W
holu Weasleyowie natychmiast do niego przypadli.
-Ginny – zawołała pani Weasley
-Czekajcie tutaj – rzucił zimno, po czym bez słowa wszedł do
jednego z kominków Ministerstwa, za nim dreptał strażnik. Wziął garść proszku
Fiuu – Pokątna – usłyszeli tylko.Dopiero z ulicy Pokątnej Lucjusz wraz z ministerialną kulą u nogi
teleportował się do Malfoy Manor. – Proszę tu zaczekać. Skrzat dotrzyma panu
towarzystwa. Goniec! – niewielki skrzat teleportował się tuż przy nich –
dotrzymaj panu towarzystwa.
-Goniec służy – odparł skrzat. Zostawił strażnika ze
skrzatem i udał się do ukrytych komnat.
-Weasley! Smith! -
zawołał ostro, obie natychmiast do niego przybiegły, spoglądając z nadzieją na
drzwi, które miał za plecami. Jego cyniczny uśmiech spowodował, że przeszył je
dreszcz strachu. Przez chwilę delektował się tym widokiem – wojna się
skończyła, wracacie do domów – oznajmił tonem pasującym raczej do opisu pogody
w zeszłym tygodniu – macie dwie minuty na doprowadzenie się do porządku – dodał
zimno, a one wiedziały, że lepiej już się nie odzywać. Lucjusz Malfoy nie
chciał podziękowań, mimo jego pomocy nadal odczuwały, że wyraźnie nimi gardzi.
Kwadrans później wyszły z nim i strażnikiem z kominka w
Ministerstwie i padły w objęcia swych rodzin nie oglądając się za siebie.
Lucjusz Malfoy odwrócił się na pięcie i skierował się do wyjścia. Był wolny.
Ledwie zauważył, że ktoś ciągnie go za rękaw, odwrócił się ze złością napotkał
spojrzenie osoby, której najmniej się spodziewał.
-Panie Malfoy, dziękuję. – powiedziała cicho Hermiona
Granger, otaksował ją zimnym wzrokiem i wyszarpnął rękaw szaty z jej dłoni.
-Zbędne sentymenty Granger – syknął i odszedł szybkim
krokiem pozostawiając ją samą sobie.
Chyba się własnie zakochałam.
OdpowiedzUsuńAni mi się waż tego porzucać, bo cię namierzę ._.
Świetny pierwszy rozdział, zwłaszcza ta historia, a konkretniej wątek Zgredka.
Czekam z niecierpliwością na 2 rozdział :3
Ciekawie się zapowiada :) uwielbiam parring Lucmione i cierpie z powodu tak malej ilosci opowiadan o nim :'( czekam na następny, niech Cię wena nie opuszcza! Xx
OdpowiedzUsuńKarolina
czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńCzeeeeejść kochana!
OdpowiedzUsuńCóż, muszę powiedzieć, że nigdy nie brałam się za LM/HG. Jakoś nie trawiłam tej pary i moje serce należy wyłącznie do Sevmione :P Ale... postanowiłam zrobić wyjątek i zacząć czytać Twoje opowiadanie, jest dopiero I konkretny rozdział, więc będę na bieżąco :D
Przede wszystkim wiedziałam, że czytając taką tematykę, napisaną przez ciebie, nie będę się męczyć, bo znam Twój styl i wiem, że jest CHOLERNIE DOBRY! I nie piszę tego, aby Ci dosłodzić, albo " Bo tak wypada!", tylko naprawdę tak uważam. Masz strasznie dobry styl i tylko pozazdrościć, bo ja to jestem w czarnej dupie i daleko za Tobą xD
Co do fabuły, to cieszę się, że jest powojennie, a nie znajduje czegoś w stylu " Hermiona więźniem Malfoya, rżnięta dzień i noc". Tego bym chyba nie zniosła. Ale tutaj miła odmiana, Malfoy tępiony przez społeczeństwo czarodziejów, a Granger gdzieś tam poznała się na nim, bo w końcu ją uratował :) Chociaż gdzieś przy końcówce, jak uwalniał Ginny, to waliło mi od niego jakimś podstępem, chociaż mogę się mylić: przecież to ślizgon^^
Pozostaje mi tylko czekać, aż dodasz coś :D Mi trujesz tyłek żebym pisała najlepiej 24h/7, a ty widzę masz braki!!!!
Buziaki;*
pysiame
Kiedy mozemy spodziewac sie nastepnego rozdzialu? Xx
OdpowiedzUsuńPostaram się dzisiaj około dwudziestej trzeciej.
UsuńNie się ciekawiej.
OdpowiedzUsuńIdę dalej! ;)
No coraz ciekawiej się robi.
OdpowiedzUsuńRozwaliła mnie obrona Lucka, ale jest całkiem przemyślana :)
Całuski, Mio :*