Z dedykacją dla mojej kochanej Pysiame, która dała mi niezłego kopa i zmobilizowała do pracy.
Rozdział2
Hermiona przez chwilę wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w
kominek, w którym zniknął Lucjusz Malfoy. Z zamyślenia wyrwał ją głos
Harry’ego.
-Miona to, co powiedziałaś na sali sądowej o Obliviate i w
ogóle ... on, to znaczy Malfoy naprawdę nas wtedy wypuścił i zmodyfikował
pamięć? – zapytał niepewnie.
-Tak Harry, a to nie był jedyny raz, kiedy nadstawiał za nas
karku – odpowiedziała słabo – pomyśl ile dla nas zrobił, ile razy go gnoiliśmy,
a on mimo to nas bronił nawet za cenę własnego życia, uratował Ginny chociaż
Dumbledore zabronił, przecież gdyby go nakryto, to oznaczałoby jego koniec. –
argumentowała broniąc go nieco zbyt gorączkowo.
-Hermiono – zagadnął Artur Weasley, który od zakończenia
rozprawy przyglądał się jej badawczo – Lucjusz Malfoy jest człowiekiem
interesu, wierz mi znam go wiele lat, więcej niż ty żyjesz na świecie.
Malfoyowie są bezwzględni bardziej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. To co
działo się na sali sądowej, to tylko część prawdy, ja osobiście widziałem co
Lucjusz robił choćby w samym Ministerstwie. Miał wielkie szczęście, że nie
zadawano mu więcej kłopotliwych pytań. To bardzo dobry aktor, ręczę, że
zaplanował dokładnie kolejność odpowiadania na zarzuty. Zaryzykował nawet
Zaprzysiężenie, żeby się całkowicie oczyścić, w zwykłych okolicznościach
starałbym się to uświadomić sądowi, ale on uratował naszą Ginny. – powiedział
przyciągając córkę do siebie.
-Panie Weasley – zaczęła wojowniczo Hermiona, ale stanowczo
przerwała jej Molly
-Moi drodzy, teraz wszyscy do Nory. Przeżyliśmy ten koszmar,
odzyskaliśmy Ginny, Fred już niemal doszedł do siebie. Dziś będziemy świętować.
Wszyscy do kominków. Do Nory! – rozkazała.
Kolejne dni w Norze mijały na oswajaniu się z sytuacją.
Harry i Hermiona skorzystali z zaproszenia i dopóki wszyscy wyraźnie nie staną
na nogi postanowili zamieszkać u Weasleyów. Harry i Ginny szybko odnowili swoją
miłość i teraz nadrabiali stracony czas ze zdwojoną siłą. Spędzali z sobą każdą
wolną chwilę. Po powrocie do domu Ruda musiała wiele razy opowiadać o swojej
wizycie w Malfoy Manor, za każdym razem zaręczała, że ze strony Malfoya nie
spotkała jej żadna krzywda, bardzo ciepło wypowiadała się o Elli Smith, z którą
zresztą utrzymywała stały kontakt listowny. Nigdy jednak nie wspomniała o tym,
co spotkało ją ze strony Bellatrix, Hermiona rozumiała i w przeciwieństwie do
Weasleyów nigdy o to nie pytała. Było coś takiego we wzroku Ginny, kiedy ktoś
wspominał o Belli, co sprawiało, że Hermiona rozumiała, wiedziała, że
niektórych spraw lepiej nie dotykać. Jej na szczęście nikt nie wypytywał.
Harry mimo, że formalnie nie należał do rodziny, odnajdywał
się wśród Weasleyów idealnie, był niemal jak jeden z nich. Hermionie natomiast
ciążyło to, że mieszka u Rona, który poświęcał jej coraz więcej czasu, jak dla
niej o wiele zbyt dużo. Choć nie przeszkadzało jej to, że wyciągał ją na długie
spacery, podczas których obejmował ją i trzymał za rękę, wiedziała, że nie jest
gotowa na kolejny etap, że prawdopodobnie nigdy nie będzie gotowa na związek,
jaki chciał jej ofiarować. Ron był prosty i czysty, jedyną skazą jaką wyniósł z
wojny było to, że zostawił ich na kilka dni w chwili kryzysu, kiedy szukali
sposobu na zniszczenie horkruksa, poza tym był niewinny jak dziecko, nawet podczas
bitwy najsilniejszym zaklęciem jakiego używał była Drętwota. Ron nie umiał
krzywdzić. Ona podczas bitwy nie szczędziła Avady, ona chciała krzywdzić za to,
co jej uczyniono, ona nie zasługiwała na dobrego, poczciwego Rona, któremu
wydawało się, że tak dobrze ją zna. Prawda była taka, że mylił się co do niej.
Hermiona wiedziała, że rany na jej duszy nie zagoją się z dnia na dzień, że
straty, którą poniosła nie da się tak po prostu wymazać, a Ron jakby nagle
zapomniał jak sam zachowywał się, kiedy myślał, że Ginny nie żyje. Wszyscy
jakby zapomnieli. Ogrom radości spowodowany przez powrót Rudej sprawił, że nikt
nie dostrzegał jak opłakiwała rodziców, którzy umierając na torturach nawet nie
pamiętali, że mają córkę. Nawet Harry, który zawsze względnie dobrze ją
rozumiał, teraz nie widział nic oprócz własnego szczęścia. Mroczną stronę
swojej duszy skrzętnie ukrywała przed wszystkimi, była im wdzięczna za dach nad
głową, za tą namiastkę rodziny jaką dla niej byli. Nie chciała burzyć ich
spokoju, ich odzyskanego szczęścia. Radziła sobie z cierpieniem, z ohydą czynów
wojennych i wyrzutami sumienia robiąc to, co potrafiła najlepiej, czyli
zatapiając się w książkach i nauce. Dzień za dniem, noc za nocą kolejne
książki, kolejne podręczniki. Nowe zaklęcia, nowe historie. Nawet nie zauważyła
upływających dni, a teraz zbliżała się pora, której najbardziej się obawiała.
Święta Bożego Narodzenia, pierwsze, które dla wielu miały być tymi prawdziwymi
od bardzo dawna, bez strachu, bez niepewności. Aż trudno było uwierzyć, że niesławny
Voldemort, którego imię można już było wymawiać naprawdę nie żył, że nie pojawi
się z morderczą klątwą na zniekształconych ustach, że żaden śmierciożerca nie
zaatakuje już na Pokoątnej, że Nokturn, to już tylko wspomnienie dawnego
miejsca, gdzie dziś przebywają tylko ci, co upadli z wysoka. Hermiona nie
umiała cieszyć się tą wolnością, wojna odebrała życie jej rodzinie, zabrała
ludzi, których podziwiała, złamała wszelkie ideały, w które kiedyś wierzyła.
Często zastanawiała się co jest z nią nie tak, miała przecież Weasleyów, którzy
przyjęli ją jak członka rodziny, miała przyjaciół i Rona, który gotów był się z
nią związać. Wiedziała, że powinna zapomnieć i żyć dalej, wiedziała też, że nie
zapomni.
Gonitwa myśli pociągnęła ją do wysnucia wniosków. Postanowiła,
że za wszelką cenę przetrwa święta, a zaraz potem się ulotni, wykorzysta zapas
galeonów ofiarowany wraz z Orderem Merlina przez Ministerstwo za zasługi
wojenne i wynajmie jakiś opuszczony budynek na Pokątnej, gdzie założy
księgarnię połączoną z antykwariatem. Tym czasem postara się z całego serca nie
zawieść Weasleyów i Harry’ego. Te pierwsze święta bez strachu cholernie im się
należały.
¨¨¨
-Artur i Ron już wnieśli choinkę, możecie ją ustroić
dziewczynki – powiedziała pani Weasley głosem pełnym ekscytacji. Hermiona i
Giny ruszyły do salonu i każda zabrała się za pudło z ozdobami.
-Kurwa mać... – syknęła ze złością Hermiona kiedy ostry
koniec szklanej śnieżynki ukłuł ją boleśnie w palec – Przepraszam, wyrwało mi
się. – poprawiła się natychmiast, gdy dostrzegła zdumiony wzrok Ginny.
-Hermi, nic ci się nie stało? – zapytała z troską
przyjaciółka.
-Nie, wszystko ok. Pójdę po maść na skaleczenia – każda
wymówka była dobra, byle tylko się wymigać od tych świątecznych bzdur.
Znienawidziła święta i nie potrafiła się przemóc, takim jak ona święta się nie
należały, nie potrafiła z uśmiechem ubierać choinki, kiedy agresja wojny wciąż
tańczyła w jej żyłach, nie potrafiła wesoło trajkotać o prezentach, kiedy w jej
uszach wciąż rozbrzmiewały krzyki, nie potrafiła silić się na serdeczne
uściski, gdy wciąż czuła na sobie ten dotyk, czuła go wciąż i wciąż, mimo, że
wielokrotnie szorowała się niemal do krwi. Ból tylko potęgował to wszystko.
Zaszyła się na strychu, zabezpieczyła drzwi zaklęciem, rzuciła czar wyciszający
i po raz pierwszy pozwoliła sobie na obfity, oczyszczający płacz. Kolacja
wigilijna zbliżała się nieubłaganie. Zaczęła się powoli ogarniać, na dwie
godziny przed planowaną ucztą, zwlekła się po drewnianych schodach do łazienki,
uważała, aby pozostać niezauważoną, gdyby się na kogoś natknęła, to
spowodowałoby pytania, na które na pewno nie miała ochoty odpowiadać. Woda
spływała po jej ciele łagodząc objawy stresu, ale nie mogła tam stać godzinami,
natarła ciało morelowym mydłem i dokładnie opłukała, potem nałożyła balsam, a
włosy zebrała w ciasny kok z tyłu głowy, który po zaledwie minucie poddał się
samo destrukcji, więc dziewczyna chcąc nie chcąc zdecydowała się na
rozpuszczone loki, ubrała prostą czarną sukienkę z rękawami, długości do kolan.
Przez chwilę przyglądała się wystrojowi łazienki. U Weasleyów wszystko musiało
być tak cholernie kolorowe, nawet tutaj, w kiblu dominowały jasnobłękitne
kafelki ze wzorem w słoneczniki, które za sprawą magii poruszały się bezczelnie
jakby wiedzione nieistniejącym wiatrem.
-Hermiono dziecko, wszystko w porządku? - zza drzwi łazienki dał się słyszeć
zatroskany głos Molly – Schodź powoli do jadalni. – „w kurewskim porządku”,
pomyślała Hermiona, ale po chwili spięła się w sobie.
-Tak pani Weasley, już idę. – odparła siląc się przynajmniej
na neutralny ton. Wzięła głęboki oddech i wyszła na schody. Każdy krok był jak
milowy skok, a wspomnienia szczególnie te bolesne były coraz trudniejsze do
odepchnięcia. Trzy... „Hermiono weź się w garść, to twoi przyjaciele, twoja
rodzina, zasługują na radosne święta.” Dwa... „Teraz głęboki wdech i uśmiech na
twarz.” Jeden...
-Pani Weasley, to... to jest piękne – pisnęła rozglądając
się po pomieszczeniu. Każdy kąt był czerwono zielonozłoty. Tu ostrokrzew, tam
jemioła, choinka, którą Ginny najwyraźniej skończyła ubierać sama i świątecznie
zastawiony stół z masą jedzenia. Żołądek skręcał jej się na sam widok jedzenia,
a co dopiero będzie, jeśli trzeba będzie spróbować wszystkich dwunastu potraw.
-Pięknie wyglądasz Mionka – powiedział Ron jednocześnie
poklepując miejsce obok siebie. Podeszła tam niemal mechanicznie. Dopiero teraz
dotarło do niej jak rozpaczliwie potrzebowała odpocząć od tego wszystkiego, od
tej słodyczy, radości i pozorów beztroski. Opadła na miejsce, jak zawsze
pomiędzy Harrym a Ronem.
No to już wszyscy w komplecie – zagruchała pani Weasley – No
już, wszyscy na swoje miejsca. – po chwili zegar zaczął bić dwudziestą.
-Już pora. – pan Weasley stuknął widelcem w kubek – Czas na
życzenia. Każdy po jednym, Molly zaczynaj skarbie, czyń honory – powiedział
spoglądając czule na żonę.
-Życzę nam wszystkim pokoju – powiedziała poważnie – abyśmy
mogli dożyć kresu naszych dni wolni od wojen, niebezpieczeństw i konfliktów.
-Życzę nam zdrowia. – kontynuował pan Weasley
-A ja miłości – dodała Fleur
-Bezpieczeństwa – życzył Bill
-Poczucia humoru i odwagi. – bliźniacy jak zwykle przemówili
razem.
-Radości – powiedział Charlie
-Pewnego jutra – szepnęła Ginny i przysunęła się bliżej do
Harryego
-Przyjaźni – rzekł hardo Ron
-Wytrwałości, abyśmy nigdy nie porzucali słusznych celów –
dodał poważnie Harry.
-Pamięci, abyśmy nigdy nie zapomnieli o poświęceniu tych,
dzięki którym możemy żyć dalej – życzenie Hermiony sprowadziło wszystkich na
ziemię.
-Wojna pochłonęła zbyt wiele istnień – wyszeptała pani Weasley
ze łzami w oczach.
-Wznieśmy toast za tych, których nie ma już wśród nas –
zaproponował Artur.
-Za poległych – wszyscy zgodnie unieśli puchary. Potem
zgodnie usiedli.
-Przed ucztą, chciałbym jeszcze coś powiedzieć – zaczął
nieco niepewnie Harry. Chłopak wstał nawet trochę zbyt szybko. Hermiona
zarejestrowała, że nerwowo otarł spocone dłonie o spodnie.
-Przyjaciele, wszyscy wiecie, że Ginny jest miłością mojego
życia. Ten czas, kiedy myślałem, że odeszłaś na zawsze był najczarniejszym
okresem w moim życiu. Nigdy nie chciałbym tego przechodzić ponownie, co więcej
pragnąłbym spędzać przy tobie każdą chwilę, aż do końca życia, dlatego –
przykląkł na jedno kolano – Ginevro, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym z ludzi
i zostaniesz moją żoną? – Ginny mocno wciągnęła powietrze, po czym uśmiechnęła
się promiennie i ucałowała go gorąco.
-Tak Harry, po trzykroć tak! – pisnęła.
-Zatem państwo Weasley – Harry zwrócił się poważnie do
rodziców Ginny – czy udzielicie nam błogosławieństwa, a mnie pozwolenia na
dołączenie do waszej rodziny? – zapytał z szacunkiem.
-Harry Potterze – odezwał się poważnie pan Weasley –z chęcią
pobłogosławimy waszej miłości.
-Pobłogosławimy – dodała zgodnie Molly, potem posypały się
gratulacje.
Hermiona obserwowała ich szczęście ze wzruszeniem, po chwili
pozwoliła sobie na chwilę odpłynąć i wspominać własne szczęśliwe chwile. Teraz
przed oczami miała święta ze swoimi rodzicami,
myślała o dawniejszych wakacjach, feriach i wszystkim, co musiała za
sobą zostawić, by wygrać wojnę i iść dalej samotnie. Maksymalnie wyłączyła
percepcję otoczenia, nagle poczuła, że ktoś trzyma ją za dłoń.
-Więc Hermiono, co mi odpowiesz? – zapytał Ron z nadzieją w
oczach. Pierwszym co przyszło jej do głowy było to, że nie zaczyna się zdania
od więc, ale szybko się zreflektowała, szybko omiotła stół i wszystkich
zgromadzonych czujnym spojrzeniem. Jej analityczny umysł dość szybko rozprawił
się z problemem. Wszyscy stali, spoglądali z oczekiwaniem, kwiaty przed nią i
Ron klęczący ... z pierścionkiem. Nabrała powietrza nieco zbyt gwałtownie i
wstała zupełnie bez gracji. Dopadła ją bolesna prawda, nie będzie jej dane
uciec od problemu, po prostu po świętach spakować się i rozpocząć życie, jakie
sobie zaplanowała. Ze swojej decyzji będzie się musiała rozliczyć tu i teraz.
-Ronaldzie – zaczęła tonem, którym uspokaja się ranne
zwierzęta – przykro mi, ale muszę ci odmówić – na twarzach zgromadzonych
odmalowało się niedowierzanie, najgorsza była jednak reakcja niedoszłego
narzeczonego, chłopak był tak spięty i podniecony sytuacją, że jego mózg
widocznie nastawiony na spektakularne „tak” nie przyjął odpowiedzi odmownej, w
skutek czego chłopak wsunął jej pierścionek na palec i pocałował zaskoczoną
dziewczynę w usta. W Hermionie zawrzało, oto po raz kolejny jej przyjaciel z
góry zadecydował jaka powinna być jej odpowiedź, zignorował jej słowa i
dopasowywał ją do swoich wyobrażeń. Tego było zbyt wiele.
-Kurwa Ron! – podniosła głos jednocześnie zdejmując
pierścionek – ja-powiedziałam-nie – wycedziła podkreślając każde słowo.
-Ale Hermiono... – zająknął się.
-Ron, dlaczego ty zawsze musisz wszystko zepsuć?! –
wykrzyczała, a tama blokująca jej uczucia została gwałtownie zerwana – jak
śmiesz prosić mnie o rękę, jak śmiesz ... i ... i to w ten sposób, w czasie,
kiedy moje życie jest jeszcze przesłonięte żałobą, kiedy ciągle prześladują
mnie koszmary. – ton jej głosu przeszedł od emocjonalnego krzyku do wściekłego
szeptu, teraz przypominała kobrę, która czeka na właściwy moment, żeby
zaatakować – Tak. Ronaldzie. Moi rodzice zginęli, a wcześniej byli torturowani
przez samego Voldemorta, a teraz ty, który nazywasz siebie moim przyjacielem, a
nawet więcej, ty żądasz, żebym tak po prostu przeszła nad tym do porządku
dziennego, żebym się uśmiechała i cieszyła mimo, że przed oczami ciągle mam widok
ich zmasakrowanych ciał?! Przykro mi Ron, ale wydaje mi się, że nie znam cię
już tak dobrze. Przykro mi, że tak to się kończy. Przepraszam, ale nie potrafię
już żyć tak jak wy, najlepiej będzie rozwiązać to już teraz. Przepraszam was
wszystkich, ale najlepiej jeśli będę teraz sama, jeśli odejdę. – wstała i
ruszyła w kierunku schodów.
-Hermiono zaczekaj. – Ron złapał ją za rękę, ale wyrwała mu
się.
-Nie Ronald! – odskoczyła od niego jak oparzona.
-Ronald! Ronald! – wykrzyknął chłopak – ty zawsze wiesz jak
mnie spławić Hermiono. Ronaldzie nic nie rozumiesz. – powtórzył za nią
ironicznie – za to ty doskonale obmyśliłaś sobie czego ci trzeba. Czy to źle,
że chciałem cię oderwać od myśli o wszystkim co cię spotkało? Czy to taka
zbrodnia, że chciałem, żebyś dostrzegła, że mimo wszystko jest się z czego
cieszyć? Czy to, że chciałem być z tobą, kochać cię i pomóc ci zapomnieć to taka wielka krzywda dla ciebie? Powiem ci
coś Hermiono. Rozumiem twój ból, rozumiem żałobę, ale my wszyscy żyjemy,
jesteśmy tutaj i teraz i tylko od nas zależy co zrobimy z naszym życiem. Ja
swoje chciałem dzielić z tobą, ale ty najwyraźniej swoje chcesz dzielić z
umarłymi. Ty nie chcesz leczyć ran, ty chcesz rozdrapywać strupy, aż nabawisz
się blizn tak głębokich, że nigdy o nich nie zapomnisz. Nazwij mnie idiotą,
jeśli to ci pomoże. Racja głupi Ron, który nic nie rozumie, ale wiedz, że
jedyne czego pragnąłem to dać ci szczęście. Dać ci szczęście i nie pozwolić, by
żałoba, samotność i przeszłość do reszty zawładnęły twoim życiem do cholery!
-To jest to, czego ty chcesz Ron! Żebym zapomniała, żebym
się uśmiechała, żebym żyła nadal tak, jakby nic się nie wydarzyło. Chcesz
swojego wymarzonego ślubu, oczywiście ramię w ramię z przyjacielem. Taka
radość. Taki prestiż. – cedziła słowa z takim jadem, że wszyscy automatycznie
wykonali krok do tyłu – Tak więc wybacz Ron, że nie mieszczę się w Twoim
szablonie idealnego życia. Wybacz, że potrzebuję czasu, żeby się pozbierać i
przejść żałobę po tych, którzy zginęli i po tych, których sama zabiłam żeby moja
marna egzystencja mogła trwać! – ostatnie słowa wykrzyczała, po czym
zaczerpnęła oddechu uspokajając się nieco –Wybaczcie mi proszę wszyscy, ale
najlepiej i dla was i dla mnie będzie jeśli opuszczę ten dom jeszcze dziś. –
powiedziała opanowanym tonem – Po prostu potrzebuję czasu, żeby sobie to
wszystko poukładać, zbudować swój świat na nowo. – Wybaczcie, odezwę się jak
tylko... –zawiesiła głos – odezwę się. – Ruszyła po schodach na górę po rzeczy
dawno już spakowane do podręcznej torebki opieczętowanej zaklęciem
zmniejszająco-zwiększającym. Wszyscy trwali w ciszy, nawet pani Weasley nie
narzucała się ze swoim matczynym tonem. Stali tak przy stole, dopóki nie zeszła
ze schodów w znoszonym płaszczu, Dopóki nie przekroczyła progu Nory. Do chwili,
kiedy usłyszeli wyraźny odgłos aportacji. Wszyscy opadli na krzesła.
-To dopiero numer – lodową ciszę przerwał Georg –Kto by
pomyślał, że... – dodał Fred - ...Hermiona jest... – kontynuował Georg, to był
ich nieśmiertelny zwyczaj, że zawsze mówili na zmianę i dopowiadali swoje myśli
- ...taka zdecydowana... - ...taka zimna... – że potrafi tak dowalić. –
dokończyli wspólnie, a pani Weasley chyba po raz pierwszy była im wdzięczna za
ich wygłupy.
-Dorąbała równo. – stwierdzenie Billa zabrzmiało bardziej
jak kaszlnięcie, a Fleur chcąc zamaskować niezręczność klepnęła go w plecy.
Harry Ginny i Ron siedzieli jak sparaliżowani.
-Jak to przeoczyliśmy? – powiedział słabo pan Weasley
-A moim zdanie ona jest po prostu samolubna, odrzuciła Rona,
chociaż dawała mu nadzieję. Zbyt wielu straciło bliskich w tej wojnie, a tylko
ona zachowuje się jakby była pępkiem świata. My wszyscy też ponieśliśmy
stratę... Percy. – pani Weasley stanowczo przerwała mężowi i widać było, ze
zdecydowanie chciała bronić syna.
-Percy zginął z własnej winy, przekabaciło go Ministerstwo,
nie porównuj tego mamo. – wtrącił się cichy dotąd Charlie.
-Hermiona jest dla mnie jak siostra – odezwał się poważnie
Harry – ale trudno mi wybaczyć jej, że nam nie zaufała teraz, szczególnie
teraz, kiedy to nas powinna traktować jak rodzinę, nie powinna wypominać nam,
że jesteśmy szczęśliwi, że świętujemy powrót Ginny, którą mieliśmy za zmarłą, a
jeśli sobie z czymś nie radziła, powinna zwrócić się do nas, do Rona, który ją
pokochał nawet bardziej niż my. Powinna polegać na nas, a nie odwracać się od
rodziny. Tak, od rodziny, bo tym chcieliśmy dla niej być. – wszyscy zamilkli
jakby oczekując, ze chłopiec-który-przeżył znów nimi pokieruje. Ginny wstała i
położyła rękę na ramieniu Harry’ego we wspierającym geście.
-Uważam, że powinniśmy poprzeć zdanie Harry’ego –
powiedziała – Ron jest moim bratem, ale Hermionę też traktowałam jak siostrę,
dlatego moje zdanie jest obiektywne. Uważam, że Ron nic tu nie zawinił, starał
się jej pomóc. Chciał dla nich wspólnej przyszłości, to Hermiona to odrzuciła i
to ona jest winna rozłamowi, który tu powstał.
-Teraz możemy tylko dać jej czas – dodał Potter – niech
układa sobie życie po swojemu. Skoro odrzuciła nie tylko Rona ale i nas, to nie
pozostaje nam nic innego, jak tylko zaakceptować jej wybór i pozwolić robić to,
co sama uważa za słuszne.
-Co zrobiłem nie tak? – powiedział Ron schrypniętym głosem,
po czym schował twarz w dłoniach.
-Nic synku – pani Weasley pogłaskała go po włosach –wszystko
zrobiłeś jak należy, Hermiona jeszcze do ciebie wróci, ułoży sobie wszystko,
otrzaska się w świecie i wróci. Harry ma rację, musimy dać jej czas, żeby
otrząsnęła się po swojemu – omiotła stół bacznym spojrzeniem – oh.. spójrzcie,
wszystko wystygło – wyjęła różdżkę zza paska – flamio – mruknęła, a potrawy na
powrót zrobiły się gorące – Jedzmy, nie pozwolę na to, żeby kolejne święta
zostały popsute.
-Racja – poparł ją Harry jednocześnie poklepując Rona po
plecach – no dalej Ron, przecież wszyscy wiemy, że nie mogłeś się doczekać
makaronu z niespodzianką... stary, to Hermiona, ona wróci, tylko sam wiesz, ona
musi jak zwykle ... no ... przetrawić to po swojemu.
-No to jedzmy – powiedział Ron nie chcąc już dalej przedłużać
niezręczności.
No, na początku moja słit kiti dziękuję za dedykację, jest mi miło i cieszę się, że przyczyniłam się do powstania kolejnego rozdziału. Mam również nadzieję, że dzięki mnie zabierzesz się za częstsze pisanie!
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, to oczywiście styl masz piękny, a dzięki temu Twoje opisy są świetnie i bardzo dobrze można sobie wyobrazić postacie i ich emocje. Ja oczywiście nadal mam ukryta nadzieję, że przerobisz to na SS/HG, że Snape jednak żyje, może też ukryty u Malfoya i uratuje naszą biedną Hermionę, która nie potrafi sobie poradzić z życiem xD
Lubię to, że u Ciebie Granger nie jest taką kochaną, uroczą kobietką, tylko, że jednak ma pazury. Oczywiście, wojna odbiła na niej swe piętno i nie umie sobie z tym poradzić. Ostro pojechała z Ronem, ale mimo tego, że Weasley jest trochę taką ciapą, to podobało mi się, że umiał jej wygarnąć, co jest z nią nie halo.
Musze zacytować: "U Weasleyów wszystko musiało być tak cholernie kolorowe, nawet tutaj, w kiblu..." wiem , że to miało brzmieć poważnie, ale ten kibel mnie rozwalił i zaczęłam się śmiać, sama nie wiem czemu, ale znasz moje poczucie humoru xDD
Zauważyłam również kilka błędów np. "Tymczasem" u ciebie jest osobno, oraz mimo że z tego co wiem nie zawiera przecinka, ale akurat w interpunkcji orłem nie jestem xDD
Ściskam cieplutko i wierzę, że na kolejny rozdział nie będziesz kazała czekać mi długo!! <3
Twoja pysiame ;*
Jakos nigdy nie przepadałam za tym paringiem ale u Ciebie to wszystko jest tak pięknie opisane, ze coraz bardziej sie do tego przekonuje :) masz cudowny styl myśle ze sama Rowling by sie nie powstydziła! Rozdział bardzo mi sie podoba, niezłe Miona pojechała Ronowi wogule Twoja Miona jest taka inna tak no mrrr z pazurkami ^^
OdpowiedzUsuńNo nic duzo weny pozdrawiam forever :*
Fenomenalne... Mówiłam już to? FENOMENALNE! Osobiście uwielbiam pairing Lucjusz x Hermiona, a Twoi bohaterowie są... Ach! Tylko pozazdrościć! Lucjusz oziębły i wyrachowany, Hermiona niekonwencjonalnie wściekła, wybuchowa i niegrzeczna. Nie chodzi mi to o takie kocie - rrr!, ale o prawdziwą impertynencję i gniew, który wyładowuje na innych. Przede wszystkim chodzi o cierpienie, jak mniemam. A co robi Lucjusz? Pewnie siedzi w Malfoy Manor i opity w trupa rozmyśla o swoim beznadziejnym życiu, które niebawem, mam nadzieję, orzeźwi blask czekoladowych oczu pewnej upartej Gryfonki. Już sobie wyobrażam setki scenariuszy! Ciąg dalszy pochwał: Świetnie przedstawiłaś punkt widzenia Pottera i Weasleyów, większość blogerów skupia się jedynie na odczuciach pary, którą swatają, a inni bohaterowie reagują przewidywanie i z argumentacją - bo tak! Moje ochy i achy nad twoją twórczością zakończone, a teraz niecierpliwie czekam na Lucjusza i jego "kochany" charakterek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę!
cersei1
PS: Jeśli pozwolisz, polecę cię na moim blogu.
Dziękuję za polecenie, postaram się nie zawieść oczekiwań.
UsuńWięcej rozdziałów nie widzę chyba, ze jestem slepa.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim chce powiedzieć,ze gratuluje podjęcia się tego trudu, bo napisać dobre opowiadanie o lucmione jest ciężko.
Mam nadzieje, ze Tobie się uda!
A teraz przychodzi zła Lili i niestety powie co jej się nie podoba.
Po pierwsze kibel, co do Merlina robi tam to słowo. Proszę, trzymajmy poziom, błagam!
Po drugie, dlaczego oni wszyscy odnoszą się do siebie tak... Sztywno, ech nie wiem czy to dobre słowo. Ale nigdy w życiu nie słyszałam, żeby wśród rodziny, czy nawet znajomych używano zdań typu "w mojej obiektywnej opinii" i podobnych, każdy ma swój styl, owszem, ale blog to nie dysputa czy debata oksfordzka.
Cóż to za państwo Smith, kiedy Ginny dostała się w ręce Smierciozercow. Jest wiele pytań, na które, mam nadzieje odpowiesz. Błędów nie widzę! :D
Tylko ten styl...
Mam nadzieje,ze cię nie urazilam i będziesz pisać dalej!
Pozdrawiam,Lili.
Zapraszam na opowiadaniahp.blogspot.com
Nigdy nie przepadałam za Lucmione, ale u Ciebie już się nie mogę doczekać jakichś bezpośrednich akcji :D
OdpowiedzUsuńI podoba mi się taka Hermi z pazurem! :D