piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 2


 Z dedykacją dla mojej kochanej Pysiame, która dała mi niezłego kopa i zmobilizowała do pracy.


Rozdział2
Hermiona przez chwilę wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w kominek, w którym zniknął Lucjusz Malfoy. Z zamyślenia wyrwał ją głos Harry’ego.
-Miona to, co powiedziałaś na sali sądowej o Obliviate i w ogóle ... on, to znaczy Malfoy naprawdę nas wtedy wypuścił i zmodyfikował pamięć? – zapytał niepewnie.
-Tak Harry, a to nie był jedyny raz, kiedy nadstawiał za nas karku – odpowiedziała słabo – pomyśl ile dla nas zrobił, ile razy go gnoiliśmy, a on mimo to nas bronił nawet za cenę własnego życia, uratował Ginny chociaż Dumbledore zabronił, przecież gdyby go nakryto, to oznaczałoby jego koniec. – argumentowała broniąc go nieco zbyt gorączkowo.
-Hermiono – zagadnął Artur Weasley, który od zakończenia rozprawy przyglądał się jej badawczo – Lucjusz Malfoy jest człowiekiem interesu, wierz mi znam go wiele lat, więcej niż ty żyjesz na świecie. Malfoyowie są bezwzględni bardziej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. To co działo się na sali sądowej, to tylko część prawdy, ja osobiście widziałem co Lucjusz robił choćby w samym Ministerstwie. Miał wielkie szczęście, że nie zadawano mu więcej kłopotliwych pytań. To bardzo dobry aktor, ręczę, że zaplanował dokładnie kolejność odpowiadania na zarzuty. Zaryzykował nawet Zaprzysiężenie, żeby się całkowicie oczyścić, w zwykłych okolicznościach starałbym się to uświadomić sądowi, ale on uratował naszą Ginny. – powiedział przyciągając córkę do siebie.
-Panie Weasley – zaczęła wojowniczo Hermiona, ale stanowczo przerwała jej Molly
-Moi drodzy, teraz wszyscy do Nory. Przeżyliśmy ten koszmar, odzyskaliśmy Ginny, Fred już niemal doszedł do siebie. Dziś będziemy świętować. Wszyscy do kominków. Do Nory! – rozkazała.

Kolejne dni w Norze mijały na oswajaniu się z sytuacją. Harry i Hermiona skorzystali z zaproszenia i dopóki wszyscy wyraźnie nie staną na nogi postanowili zamieszkać u Weasleyów. Harry i Ginny szybko odnowili swoją miłość i teraz nadrabiali stracony czas ze zdwojoną siłą. Spędzali z sobą każdą wolną chwilę. Po powrocie do domu Ruda musiała wiele razy opowiadać o swojej wizycie w Malfoy Manor, za każdym razem zaręczała, że ze strony Malfoya nie spotkała jej żadna krzywda, bardzo ciepło wypowiadała się o Elli Smith, z którą zresztą utrzymywała stały kontakt listowny. Nigdy jednak nie wspomniała o tym, co spotkało ją ze strony Bellatrix, Hermiona rozumiała i w przeciwieństwie do Weasleyów nigdy o to nie pytała. Było coś takiego we wzroku Ginny, kiedy ktoś wspominał o Belli, co sprawiało, że Hermiona rozumiała, wiedziała, że niektórych spraw lepiej nie dotykać. Jej na szczęście nikt nie wypytywał.
Harry mimo, że formalnie nie należał do rodziny, odnajdywał się wśród Weasleyów idealnie, był niemal jak jeden z nich. Hermionie natomiast ciążyło to, że mieszka u Rona, który poświęcał jej coraz więcej czasu, jak dla niej o wiele zbyt dużo. Choć nie przeszkadzało jej to, że wyciągał ją na długie spacery, podczas których obejmował ją i trzymał za rękę, wiedziała, że nie jest gotowa na kolejny etap, że prawdopodobnie nigdy nie będzie gotowa na związek, jaki chciał jej ofiarować. Ron był prosty i czysty, jedyną skazą jaką wyniósł z wojny było to, że zostawił ich na kilka dni w chwili kryzysu, kiedy szukali sposobu na zniszczenie horkruksa, poza tym był niewinny jak dziecko, nawet podczas bitwy najsilniejszym zaklęciem jakiego używał była Drętwota. Ron nie umiał krzywdzić. Ona podczas bitwy nie szczędziła Avady, ona chciała krzywdzić za to, co jej uczyniono, ona nie zasługiwała na dobrego, poczciwego Rona, któremu wydawało się, że tak dobrze ją zna. Prawda była taka, że mylił się co do niej. Hermiona wiedziała, że rany na jej duszy nie zagoją się z dnia na dzień, że straty, którą poniosła nie da się tak po prostu wymazać, a Ron jakby nagle zapomniał jak sam zachowywał się, kiedy myślał, że Ginny nie żyje. Wszyscy jakby zapomnieli. Ogrom radości spowodowany przez powrót Rudej sprawił, że nikt nie dostrzegał jak opłakiwała rodziców, którzy umierając na torturach nawet nie pamiętali, że mają córkę. Nawet Harry, który zawsze względnie dobrze ją rozumiał, teraz nie widział nic oprócz własnego szczęścia. Mroczną stronę swojej duszy skrzętnie ukrywała przed wszystkimi, była im wdzięczna za dach nad głową, za tą namiastkę rodziny jaką dla niej byli. Nie chciała burzyć ich spokoju, ich odzyskanego szczęścia. Radziła sobie z cierpieniem, z ohydą czynów wojennych i wyrzutami sumienia robiąc to, co potrafiła najlepiej, czyli zatapiając się w książkach i nauce. Dzień za dniem, noc za nocą kolejne książki, kolejne podręczniki. Nowe zaklęcia, nowe historie. Nawet nie zauważyła upływających dni, a teraz zbliżała się pora, której najbardziej się obawiała. Święta Bożego Narodzenia, pierwsze, które dla wielu miały być tymi prawdziwymi od bardzo dawna, bez strachu, bez niepewności. Aż trudno było uwierzyć, że niesławny Voldemort, którego imię można już było wymawiać naprawdę nie żył, że nie pojawi się z morderczą klątwą na zniekształconych ustach, że żaden śmierciożerca nie zaatakuje już na Pokoątnej, że Nokturn, to już tylko wspomnienie dawnego miejsca, gdzie dziś przebywają tylko ci, co upadli z wysoka. Hermiona nie umiała cieszyć się tą wolnością, wojna odebrała życie jej rodzinie, zabrała ludzi, których podziwiała, złamała wszelkie ideały, w które kiedyś wierzyła. Często zastanawiała się co jest z nią nie tak, miała przecież Weasleyów, którzy przyjęli ją jak członka rodziny, miała przyjaciół i Rona, który gotów był się z nią związać. Wiedziała, że powinna zapomnieć i żyć dalej, wiedziała też, że nie zapomni.
Gonitwa myśli pociągnęła ją do wysnucia wniosków. Postanowiła, że za wszelką cenę przetrwa święta, a zaraz potem się ulotni, wykorzysta zapas galeonów ofiarowany wraz z Orderem Merlina przez Ministerstwo za zasługi wojenne i wynajmie jakiś opuszczony budynek na Pokątnej, gdzie założy księgarnię połączoną z antykwariatem. Tym czasem postara się z całego serca nie zawieść Weasleyów i Harry’ego. Te pierwsze święta bez strachu cholernie im się należały.
¨¨¨
-Artur i Ron już wnieśli choinkę, możecie ją ustroić dziewczynki – powiedziała pani Weasley głosem pełnym ekscytacji. Hermiona i Giny ruszyły do salonu i każda zabrała się za pudło z ozdobami.
-Kurwa mać... – syknęła ze złością Hermiona kiedy ostry koniec szklanej śnieżynki ukłuł ją boleśnie w palec – Przepraszam, wyrwało mi się. – poprawiła się natychmiast, gdy dostrzegła zdumiony wzrok Ginny.
-Hermi, nic ci się nie stało? – zapytała z troską przyjaciółka.
-Nie, wszystko ok. Pójdę po maść na skaleczenia – każda wymówka była dobra, byle tylko się wymigać od tych świątecznych bzdur. Znienawidziła święta i nie potrafiła się przemóc, takim jak ona święta się nie należały, nie potrafiła z uśmiechem ubierać choinki, kiedy agresja wojny wciąż tańczyła w jej żyłach, nie potrafiła wesoło trajkotać o prezentach, kiedy w jej uszach wciąż rozbrzmiewały krzyki, nie potrafiła silić się na serdeczne uściski, gdy wciąż czuła na sobie ten dotyk, czuła go wciąż i wciąż, mimo, że wielokrotnie szorowała się niemal do krwi. Ból tylko potęgował to wszystko. Zaszyła się na strychu, zabezpieczyła drzwi zaklęciem, rzuciła czar wyciszający i po raz pierwszy pozwoliła sobie na obfity, oczyszczający płacz. Kolacja wigilijna zbliżała się nieubłaganie. Zaczęła się powoli ogarniać, na dwie godziny przed planowaną ucztą, zwlekła się po drewnianych schodach do łazienki, uważała, aby pozostać niezauważoną, gdyby się na kogoś natknęła, to spowodowałoby pytania, na które na pewno nie miała ochoty odpowiadać. Woda spływała po jej ciele łagodząc objawy stresu, ale nie mogła tam stać godzinami, natarła ciało morelowym mydłem i dokładnie opłukała, potem nałożyła balsam, a włosy zebrała w ciasny kok z tyłu głowy, który po zaledwie minucie poddał się samo destrukcji, więc dziewczyna chcąc nie chcąc zdecydowała się na rozpuszczone loki, ubrała prostą czarną sukienkę z rękawami, długości do kolan. Przez chwilę przyglądała się wystrojowi łazienki. U Weasleyów wszystko musiało być tak cholernie kolorowe, nawet tutaj, w kiblu dominowały jasnobłękitne kafelki ze wzorem w słoneczniki, które za sprawą magii poruszały się bezczelnie jakby wiedzione nieistniejącym wiatrem.
-Hermiono dziecko, wszystko w porządku? -  zza drzwi łazienki dał się słyszeć zatroskany głos Molly – Schodź powoli do jadalni. – „w kurewskim porządku”, pomyślała Hermiona, ale po chwili spięła się w sobie.
-Tak pani Weasley, już idę. – odparła siląc się przynajmniej na neutralny ton. Wzięła głęboki oddech i wyszła na schody. Każdy krok był jak milowy skok, a wspomnienia szczególnie te bolesne były coraz trudniejsze do odepchnięcia. Trzy... „Hermiono weź się w garść, to twoi przyjaciele, twoja rodzina, zasługują na radosne święta.” Dwa... „Teraz głęboki wdech i uśmiech na twarz.” Jeden...
-Pani Weasley, to... to jest piękne – pisnęła rozglądając się po pomieszczeniu. Każdy kąt był czerwono zielonozłoty. Tu ostrokrzew, tam jemioła, choinka, którą Ginny najwyraźniej skończyła ubierać sama i świątecznie zastawiony stół z masą jedzenia. Żołądek skręcał jej się na sam widok jedzenia, a co dopiero będzie, jeśli trzeba będzie spróbować wszystkich dwunastu potraw.
-Pięknie wyglądasz Mionka – powiedział Ron jednocześnie poklepując miejsce obok siebie. Podeszła tam niemal mechanicznie. Dopiero teraz dotarło do niej jak rozpaczliwie potrzebowała odpocząć od tego wszystkiego, od tej słodyczy, radości i pozorów beztroski. Opadła na miejsce, jak zawsze pomiędzy Harrym a Ronem.
No to już wszyscy w komplecie – zagruchała pani Weasley – No już, wszyscy na swoje miejsca. – po chwili zegar zaczął bić dwudziestą.
-Już pora. – pan Weasley stuknął widelcem w kubek – Czas na życzenia. Każdy po jednym, Molly zaczynaj skarbie, czyń honory – powiedział spoglądając czule na żonę.
-Życzę nam wszystkim pokoju – powiedziała poważnie – abyśmy mogli dożyć kresu naszych dni wolni od wojen, niebezpieczeństw i konfliktów.
-Życzę nam zdrowia. – kontynuował pan Weasley
-A ja miłości – dodała Fleur
-Bezpieczeństwa – życzył Bill
-Poczucia humoru i odwagi. – bliźniacy jak zwykle przemówili razem.
-Radości – powiedział Charlie
-Pewnego jutra – szepnęła Ginny i przysunęła się bliżej do Harryego
-Przyjaźni – rzekł hardo Ron
-Wytrwałości, abyśmy nigdy nie porzucali słusznych celów – dodał poważnie Harry.
-Pamięci, abyśmy nigdy nie zapomnieli o poświęceniu tych, dzięki którym możemy żyć dalej – życzenie Hermiony sprowadziło wszystkich na ziemię.
-Wojna pochłonęła zbyt wiele istnień – wyszeptała pani Weasley ze łzami w oczach.
-Wznieśmy toast za tych, których nie ma już wśród nas – zaproponował Artur.
-Za poległych – wszyscy zgodnie unieśli puchary. Potem zgodnie usiedli.
-Przed ucztą, chciałbym jeszcze coś powiedzieć – zaczął nieco niepewnie Harry. Chłopak wstał nawet trochę zbyt szybko. Hermiona zarejestrowała, że nerwowo otarł spocone dłonie o spodnie.
-Przyjaciele, wszyscy wiecie, że Ginny jest miłością mojego życia. Ten czas, kiedy myślałem, że odeszłaś na zawsze był najczarniejszym okresem w moim życiu. Nigdy nie chciałbym tego przechodzić ponownie, co więcej pragnąłbym spędzać przy tobie każdą chwilę, aż do końca życia, dlatego – przykląkł na jedno kolano – Ginevro, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym z ludzi i zostaniesz moją żoną? – Ginny mocno wciągnęła powietrze, po czym uśmiechnęła się promiennie i ucałowała go gorąco.
-Tak Harry, po trzykroć tak! – pisnęła.
-Zatem państwo Weasley – Harry zwrócił się poważnie do rodziców Ginny – czy udzielicie nam błogosławieństwa, a mnie pozwolenia na dołączenie do waszej rodziny? – zapytał z szacunkiem.
-Harry Potterze – odezwał się poważnie pan Weasley –z chęcią pobłogosławimy waszej miłości.
-Pobłogosławimy – dodała zgodnie Molly, potem posypały się gratulacje.
Hermiona obserwowała ich szczęście ze wzruszeniem, po chwili pozwoliła sobie na chwilę odpłynąć i wspominać własne szczęśliwe chwile. Teraz przed oczami miała święta ze swoimi rodzicami,  myślała o dawniejszych wakacjach, feriach i wszystkim, co musiała za sobą zostawić, by wygrać wojnę i iść dalej samotnie. Maksymalnie wyłączyła percepcję otoczenia, nagle poczuła, że ktoś trzyma ją za dłoń.
-Więc Hermiono, co mi odpowiesz? – zapytał Ron z nadzieją w oczach. Pierwszym co przyszło jej do głowy było to, że nie zaczyna się zdania od więc, ale szybko się zreflektowała, szybko omiotła stół i wszystkich zgromadzonych czujnym spojrzeniem. Jej analityczny umysł dość szybko rozprawił się z problemem. Wszyscy stali, spoglądali z oczekiwaniem, kwiaty przed nią i Ron klęczący ... z pierścionkiem. Nabrała powietrza nieco zbyt gwałtownie i wstała zupełnie bez gracji. Dopadła ją bolesna prawda, nie będzie jej dane uciec od problemu, po prostu po świętach spakować się i rozpocząć życie, jakie sobie zaplanowała. Ze swojej decyzji będzie się musiała rozliczyć tu i teraz.
-Ronaldzie – zaczęła tonem, którym uspokaja się ranne zwierzęta – przykro mi, ale muszę ci odmówić – na twarzach zgromadzonych odmalowało się niedowierzanie, najgorsza była jednak reakcja niedoszłego narzeczonego, chłopak był tak spięty i podniecony sytuacją, że jego mózg widocznie nastawiony na spektakularne „tak” nie przyjął odpowiedzi odmownej, w skutek czego chłopak wsunął jej pierścionek na palec i pocałował zaskoczoną dziewczynę w usta. W Hermionie zawrzało, oto po raz kolejny jej przyjaciel z góry zadecydował jaka powinna być jej odpowiedź, zignorował jej słowa i dopasowywał ją do swoich wyobrażeń. Tego było zbyt wiele.
-Kurwa Ron! – podniosła głos jednocześnie zdejmując pierścionek – ja-powiedziałam-nie – wycedziła podkreślając każde słowo.
-Ale Hermiono... – zająknął się.
-Ron, dlaczego ty zawsze musisz wszystko zepsuć?! – wykrzyczała, a tama blokująca jej uczucia została gwałtownie zerwana – jak śmiesz prosić mnie o rękę, jak śmiesz ... i ... i to w ten sposób, w czasie, kiedy moje życie jest jeszcze przesłonięte żałobą, kiedy ciągle prześladują mnie koszmary. – ton jej głosu przeszedł od emocjonalnego krzyku do wściekłego szeptu, teraz przypominała kobrę, która czeka na właściwy moment, żeby zaatakować – Tak. Ronaldzie. Moi rodzice zginęli, a wcześniej byli torturowani przez samego Voldemorta, a teraz ty, który nazywasz siebie moim przyjacielem, a nawet więcej, ty żądasz, żebym tak po prostu przeszła nad tym do porządku dziennego, żebym się uśmiechała i cieszyła mimo, że przed oczami ciągle mam widok ich zmasakrowanych ciał?! Przykro mi Ron, ale wydaje mi się, że nie znam cię już tak dobrze. Przykro mi, że tak to się kończy. Przepraszam, ale nie potrafię już żyć tak jak wy, najlepiej będzie rozwiązać to już teraz. Przepraszam was wszystkich, ale najlepiej jeśli będę teraz sama, jeśli odejdę. – wstała i ruszyła w kierunku schodów.
-Hermiono zaczekaj. – Ron złapał ją za rękę, ale wyrwała mu się.
-Nie Ronald! – odskoczyła od niego jak oparzona.
-Ronald! Ronald! – wykrzyknął chłopak – ty zawsze wiesz jak mnie spławić Hermiono. Ronaldzie nic nie rozumiesz. – powtórzył za nią ironicznie – za to ty doskonale obmyśliłaś sobie czego ci trzeba. Czy to źle, że chciałem cię oderwać od myśli o wszystkim co cię spotkało? Czy to taka zbrodnia, że chciałem, żebyś dostrzegła, że mimo wszystko jest się z czego cieszyć? Czy to, że chciałem być z tobą, kochać cię  i pomóc ci zapomnieć to taka wielka krzywda dla ciebie? Powiem ci coś Hermiono. Rozumiem twój ból, rozumiem żałobę, ale my wszyscy żyjemy, jesteśmy tutaj i teraz i tylko od nas zależy co zrobimy z naszym życiem. Ja swoje chciałem dzielić z tobą, ale ty najwyraźniej swoje chcesz dzielić z umarłymi. Ty nie chcesz leczyć ran, ty chcesz rozdrapywać strupy, aż nabawisz się blizn tak głębokich, że nigdy o nich nie zapomnisz. Nazwij mnie idiotą, jeśli to ci pomoże. Racja głupi Ron, który nic nie rozumie, ale wiedz, że jedyne czego pragnąłem to dać ci szczęście. Dać ci szczęście i nie pozwolić, by żałoba, samotność i przeszłość do reszty zawładnęły twoim życiem do cholery!
-To jest to, czego ty chcesz Ron! Żebym zapomniała, żebym się uśmiechała, żebym żyła nadal tak, jakby nic się nie wydarzyło. Chcesz swojego wymarzonego ślubu, oczywiście ramię w ramię z przyjacielem. Taka radość. Taki prestiż. – cedziła słowa z takim jadem, że wszyscy automatycznie wykonali krok do tyłu – Tak więc wybacz Ron, że nie mieszczę się w Twoim szablonie idealnego życia. Wybacz, że potrzebuję czasu, żeby się pozbierać i przejść żałobę po tych, którzy zginęli i po tych, których sama zabiłam żeby moja marna egzystencja mogła trwać! – ostatnie słowa wykrzyczała, po czym zaczerpnęła oddechu uspokajając się nieco –Wybaczcie mi proszę wszyscy, ale najlepiej i dla was i dla mnie będzie jeśli opuszczę ten dom jeszcze dziś. – powiedziała opanowanym tonem – Po prostu potrzebuję czasu, żeby sobie to wszystko poukładać, zbudować swój świat na nowo. – Wybaczcie, odezwę się jak tylko... –zawiesiła głos – odezwę się. – Ruszyła po schodach na górę po rzeczy dawno już spakowane do podręcznej torebki opieczętowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym. Wszyscy trwali w ciszy, nawet pani Weasley nie narzucała się ze swoim matczynym tonem. Stali tak przy stole, dopóki nie zeszła ze schodów w znoszonym płaszczu, Dopóki nie przekroczyła progu Nory. Do chwili, kiedy usłyszeli wyraźny odgłos aportacji. Wszyscy opadli na krzesła.
-To dopiero numer – lodową ciszę przerwał Georg –Kto by pomyślał, że... – dodał Fred - ...Hermiona jest... – kontynuował Georg, to był ich nieśmiertelny zwyczaj, że zawsze mówili na zmianę i dopowiadali swoje myśli - ...taka zdecydowana... - ...taka zimna... – że potrafi tak dowalić. – dokończyli wspólnie, a pani Weasley chyba po raz pierwszy była im wdzięczna za ich wygłupy.
-Dorąbała równo. – stwierdzenie Billa zabrzmiało bardziej jak kaszlnięcie, a Fleur chcąc zamaskować niezręczność klepnęła go w plecy. Harry Ginny i Ron siedzieli jak sparaliżowani.
-Jak to przeoczyliśmy? – powiedział słabo pan Weasley
-A moim zdanie ona jest po prostu samolubna, odrzuciła Rona, chociaż dawała mu nadzieję. Zbyt wielu straciło bliskich w tej wojnie, a tylko ona zachowuje się jakby była pępkiem świata. My wszyscy też ponieśliśmy stratę... Percy. – pani Weasley stanowczo przerwała mężowi i widać było, ze zdecydowanie chciała bronić syna.
-Percy zginął z własnej winy, przekabaciło go Ministerstwo, nie porównuj tego mamo. – wtrącił się cichy dotąd Charlie.
-Hermiona jest dla mnie jak siostra – odezwał się poważnie Harry – ale trudno mi wybaczyć jej, że nam nie zaufała teraz, szczególnie teraz, kiedy to nas powinna traktować jak rodzinę, nie powinna wypominać nam, że jesteśmy szczęśliwi, że świętujemy powrót Ginny, którą mieliśmy za zmarłą, a jeśli sobie z czymś nie radziła, powinna zwrócić się do nas, do Rona, który ją pokochał nawet bardziej niż my. Powinna polegać na nas, a nie odwracać się od rodziny. Tak, od rodziny, bo tym chcieliśmy dla niej być. – wszyscy zamilkli jakby oczekując, ze chłopiec-który-przeżył znów nimi pokieruje. Ginny wstała i położyła rękę na ramieniu Harry’ego we wspierającym geście.
-Uważam, że powinniśmy poprzeć zdanie Harry’ego – powiedziała – Ron jest moim bratem, ale Hermionę też traktowałam jak siostrę, dlatego moje zdanie jest obiektywne. Uważam, że Ron nic tu nie zawinił, starał się jej pomóc. Chciał dla nich wspólnej przyszłości, to Hermiona to odrzuciła i to ona jest winna rozłamowi, który tu powstał.
-Teraz możemy tylko dać jej czas – dodał Potter – niech układa sobie życie po swojemu. Skoro odrzuciła nie tylko Rona ale i nas, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zaakceptować jej wybór i pozwolić robić to, co sama uważa za słuszne.
-Co zrobiłem nie tak? – powiedział Ron schrypniętym głosem, po czym schował twarz w dłoniach.
-Nic synku – pani Weasley pogłaskała go po włosach –wszystko zrobiłeś jak należy, Hermiona jeszcze do ciebie wróci, ułoży sobie wszystko, otrzaska się w świecie i wróci. Harry ma rację, musimy dać jej czas, żeby otrząsnęła się po swojemu – omiotła stół bacznym spojrzeniem – oh.. spójrzcie, wszystko wystygło – wyjęła różdżkę zza paska – flamio – mruknęła, a potrawy na powrót zrobiły się gorące – Jedzmy, nie pozwolę na to, żeby kolejne święta zostały popsute.
-Racja – poparł ją Harry jednocześnie poklepując Rona po plecach – no dalej Ron, przecież wszyscy wiemy, że nie mogłeś się doczekać makaronu z niespodzianką... stary, to Hermiona, ona wróci, tylko sam wiesz, ona musi jak zwykle ... no ... przetrawić to po swojemu.
-No to jedzmy – powiedział Ron nie chcąc już dalej przedłużać niezręczności.

6 komentarzy:

  1. No, na początku moja słit kiti dziękuję za dedykację, jest mi miło i cieszę się, że przyczyniłam się do powstania kolejnego rozdziału. Mam również nadzieję, że dzięki mnie zabierzesz się za częstsze pisanie!
    Co do samego rozdziału, to oczywiście styl masz piękny, a dzięki temu Twoje opisy są świetnie i bardzo dobrze można sobie wyobrazić postacie i ich emocje. Ja oczywiście nadal mam ukryta nadzieję, że przerobisz to na SS/HG, że Snape jednak żyje, może też ukryty u Malfoya i uratuje naszą biedną Hermionę, która nie potrafi sobie poradzić z życiem xD
    Lubię to, że u Ciebie Granger nie jest taką kochaną, uroczą kobietką, tylko, że jednak ma pazury. Oczywiście, wojna odbiła na niej swe piętno i nie umie sobie z tym poradzić. Ostro pojechała z Ronem, ale mimo tego, że Weasley jest trochę taką ciapą, to podobało mi się, że umiał jej wygarnąć, co jest z nią nie halo.
    Musze zacytować: "U Weasleyów wszystko musiało być tak cholernie kolorowe, nawet tutaj, w kiblu..." wiem , że to miało brzmieć poważnie, ale ten kibel mnie rozwalił i zaczęłam się śmiać, sama nie wiem czemu, ale znasz moje poczucie humoru xDD
    Zauważyłam również kilka błędów np. "Tymczasem" u ciebie jest osobno, oraz mimo że z tego co wiem nie zawiera przecinka, ale akurat w interpunkcji orłem nie jestem xDD
    Ściskam cieplutko i wierzę, że na kolejny rozdział nie będziesz kazała czekać mi długo!! <3
    Twoja pysiame ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakos nigdy nie przepadałam za tym paringiem ale u Ciebie to wszystko jest tak pięknie opisane, ze coraz bardziej sie do tego przekonuje :) masz cudowny styl myśle ze sama Rowling by sie nie powstydziła! Rozdział bardzo mi sie podoba, niezłe Miona pojechała Ronowi wogule Twoja Miona jest taka inna tak no mrrr z pazurkami ^^
    No nic duzo weny pozdrawiam forever :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fenomenalne... Mówiłam już to? FENOMENALNE! Osobiście uwielbiam pairing Lucjusz x Hermiona, a Twoi bohaterowie są... Ach! Tylko pozazdrościć! Lucjusz oziębły i wyrachowany, Hermiona niekonwencjonalnie wściekła, wybuchowa i niegrzeczna. Nie chodzi mi to o takie kocie - rrr!, ale o prawdziwą impertynencję i gniew, który wyładowuje na innych. Przede wszystkim chodzi o cierpienie, jak mniemam. A co robi Lucjusz? Pewnie siedzi w Malfoy Manor i opity w trupa rozmyśla o swoim beznadziejnym życiu, które niebawem, mam nadzieję, orzeźwi blask czekoladowych oczu pewnej upartej Gryfonki. Już sobie wyobrażam setki scenariuszy! Ciąg dalszy pochwał: Świetnie przedstawiłaś punkt widzenia Pottera i Weasleyów, większość blogerów skupia się jedynie na odczuciach pary, którą swatają, a inni bohaterowie reagują przewidywanie i z argumentacją - bo tak! Moje ochy i achy nad twoją twórczością zakończone, a teraz niecierpliwie czekam na Lucjusza i jego "kochany" charakterek.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    cersei1
    PS: Jeśli pozwolisz, polecę cię na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecenie, postaram się nie zawieść oczekiwań.

      Usuń
  4. Więcej rozdziałów nie widzę chyba, ze jestem slepa.
    Przede wszystkim chce powiedzieć,ze gratuluje podjęcia się tego trudu, bo napisać dobre opowiadanie o lucmione jest ciężko.
    Mam nadzieje, ze Tobie się uda!
    A teraz przychodzi zła Lili i niestety powie co jej się nie podoba.
    Po pierwsze kibel, co do Merlina robi tam to słowo. Proszę, trzymajmy poziom, błagam!
    Po drugie, dlaczego oni wszyscy odnoszą się do siebie tak... Sztywno, ech nie wiem czy to dobre słowo. Ale nigdy w życiu nie słyszałam, żeby wśród rodziny, czy nawet znajomych używano zdań typu "w mojej obiektywnej opinii" i podobnych, każdy ma swój styl, owszem, ale blog to nie dysputa czy debata oksfordzka.
    Cóż to za państwo Smith, kiedy Ginny dostała się w ręce Smierciozercow. Jest wiele pytań, na które, mam nadzieje odpowiesz. Błędów nie widzę! :D
    Tylko ten styl...
    Mam nadzieje,ze cię nie urazilam i będziesz pisać dalej!
    Pozdrawiam,Lili.
    Zapraszam na opowiadaniahp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie przepadałam za Lucmione, ale u Ciebie już się nie mogę doczekać jakichś bezpośrednich akcji :D
    I podoba mi się taka Hermi z pazurem! :D

    OdpowiedzUsuń