Wiem, wiem, Wena nie odwiedzała mnie bardzo długo. Nie mogłam zebrać się w sobie do napisania tego. Pozdrawiam wszystkich, którzy mimo to czekali na kolejny rozdział.
Aportowała się przed pierwszym magicznym miejscem, z jakim
miała styczność. Dziurawy Kocioł pomimo wojny pozostał niezmieniony, to samo
parszywe wejście, wszystko w brudnoszarym kolorze, szemrane towarzystwo
rozstawione po kątach i garbaty barman Tom. To miejsce dawało jej niezrozumiałe
poczucie bezpieczeństwa. Podeszła do baru, jednak zanim zdążyła się odezwać,
została rozpoznana.
-Hermiona
Granger no, no ... Czy bohaterowie wojenni nie powinni spędzać świąt z
rodziną, przyjaciółmi, wielbicielami? – zagadnął złośliwie.
-Nie twoja rzecz. – odparła stanowczo – Wezmę pokój na trzy
noce i butelkę Ognistej – składając zamówienie położyła na ladzie nieco więcej
galeonów niż należało.
-Jak panienka życzy... – Tom uśmiechnął się krzywo i podał
jej klucz z numerem 12.
Pokój był nieco mniej paskudny niż sobie wyobrażała. Brązowo-bury
kolor dominował wprawdzie we wnętrzu, ale było ono przynajmniej utrzymane w
czystości. Wysłużone łóżko z czterema kiczowato rzeźbionymi kolumienkami
stanowiło centrum, obok stała wytarta szafka nocna i świecznik, wystroju
dopełniała wysłużona komoda w ostentacyjnie oderwanym od łóżka stylu, był tam
też stolik i dwa proste krzesła. Rzuciła „torebkę” na stołek i opadła na łóżko.
Uśmiechnęła się do Ognistej, która czekała już na nocnej szafce. Nie kłopotała
się, by sięgnąć po szklankę. Odkręciła zakrętkę i pociągnęła zdrowego łyka.
Wspominała wydarzenia wigilijnego wieczoru, dzisiejszego wieczoru. Myśli
kłębiły jej się w głowie wywołując lekkie zawroty, a może to Ognista. Ronald. W
myślach miała obraz rudzielca tak szczerze oddającego jej swoje serce.
Szczerze? Akurat. W tym brudnym świecie nic nie było szczere, nic nie było
jasne ani dobre. Tak, ona przekonała się, że wszystko jest powleczone grubszą
lub cieńszą, czasem niewidoczną, lecz wciąż istniejącą warstwą brudu, kłamstwa,
wyrachowania i ukrytych intencji.
-Weźmy na przykład takiego Rona – powiedziała bełkotliwie
jakby do butelki – pan „chcę twojego szczęścia” góóóóóóóównoooo praaaawda.
Chciał tylko się do mnie dobrać, bo mu nie nadskakiwałam – sepleniła coraz
bardziej – poza tym, jakież to byłoby piękne, zawiązanie przyjaźni naszej
czwórki na zawsze. Harry i Ginny, Ron i Hermiona. – zaśmiała się gorzko – Tak
Hermionko, wszyyyyyyyscy tego oczeeeekują. – Przeszła chwiejnym krokiem do
łazienki – Gdyby Ron wiedział, nigdy by cię nie zechciał brudna szlamo! –
krzyknęła do swojego odbicia – Taaakaa brudna...brudna...brudna.... – szeptała
wracając do łóżka. Niechciane sceny z życia zaczęły zalewać jej umysł.
-nie...nie...nie... – jęczała, wiedząc, co nastąpi za
chwilę. Najpierw pojawiły się chaotyczne obrazy. Gabinet Dumbledore’a, ciała
jej rodziców w ministerstwie, loch Malfoy Manor. Bezskutecznie próbowała
zatrzymać napływające wspomnienia. – Rodzice, myśl o rodzicach Hermiono. –
szeptała sama do siebie. „To ci nie pomoże – niemal słyszała ten ironiczny
szept – pogódź się z tym, jesteś kim jesteś szlamo – własne sumienie kpiło z
niej tym głosem, jego głosem”. Opadła bezwiednie na poduszki, wiedziała, że tej
nocy nie ucieknie od tej chorej retrospekcji. Jej mózg porządkował myśli
szybciej niż by sobie tego życzyła, pociągnęła kolejny łyk alkoholu w nadziei,
że choć raz uda jej się po prostu odpłynąć. Nie pomogło.
Znowu znajdowała się w gabinecie Dumbledore’a. Przeżywając
rozmowę, która zapoczątkowała cały ten bajzel, rozmowę, która zmieniła
wszystko, która zmieniła ją. Dyrektor przechadzał się po swoim gabinecie,
wiedziała, że jest spóźniona już pięć minut, więc przygotowywała się na solidne
przeprosiny. Jednak kiedy weszła, profesor od razu się odezwał.
-Panno Granger, cieszę się, że jesteś. Usiądź. – gestem
wskazał jej fotel w bardziej „gościnnej” części gabinetu. Wykonała polecenie
zajmując miejsce. – Sądzę, że herbata będzie tu jak najbardziej na miejscu. –
podsunął jej także talerz z Pieprznymi Diabełkami i wyczarował dwa kubki z
mocnym gorzkim naparem. – Zapewne zastanawiasz się, czemu to ciebie tutaj
wezwałem?
-Jeżeli chodzi o ten szlaban, z powodu działu ksiąg
zakazanych... – speszyła się i co chwilę nerwowo zerkała na swoje dłonie, jakby
chciała w nich znaleźć jakieś sensowne słowa na udobruchanie dyrektora.
-I tak i nie panno Granger. – spojrzał na nią przenikliwie –
Wiem dlaczego się tam znalazłaś Hermiono, dlatego nie będę robił ci wyrzutów.
Wiem, że gromadzisz wiedzę na wszelki wypadek, choć nie powinienem pochwalać
szperania w czarnej magii, w tych okolicznościach muszę powiedzieć, że ja
najprawdopodobniej zachowałbym się tak jak ty. – spojrzała na niego z
nieukrywanym zdziwieniem, spodziewała się poważnej rozmowy, reprymendy, może
nawet zawieszenia ... no tak, czyli sytuacja musiała być bardziej poważna niż
myśleli.
-Panie profesorze ja, ja – zająknęła się – nadchodzą trudne
czasy, a my jesteśmy nieprzygotowani, jak mamy walczyć ze śmierciożercami
uzbrojeni jedynie w drętwotę i expeliarmus, jak mamy się ukrywać znając tylko
proste protego totalum, a dział ksiąg zakazanych ma w swoich księgach prawdziwe
wojenne zaklęcia. – westchnęła ciężko.
-Rozumiem, rozumiem to wszystko, dlatego udzielę ci dostępu
do całego działu ksiąg zakazanych – słowa Dumbledore’a zbiły Hermionę z tropu –
korzystaj z nich mądrze panno Granger i rób to szybko, może się okazać, że nie
pozostało już wiele czasu na ich studiowanie.
-Czyli sytuacja jest aż tak poważna? – to pytanie wyrwało
jej się samoistnie.
-Sytuacja jest poważniejsza niż się spodziewałem. – przyznał
szczerze – Dlatego musimy poruszyć jeszcze inne tematy. Ile wiesz o
Horkruksach? – już samo to pytanie dało jej bolesny obraz sytuacji.
-A więc to prawda? Nie jesteśmy w stanie tak po prostu go
zabić? – pokiwał głową i gestem zachęcił ją do dalszego mówienia – Horkruks to
część duszy uwięziona w przedmiocie – zaczęła recytować werset, który udało jej
się przetłumaczyć z pisma runicznego – dalej nie jestem do końca pewna tego co
przetłumaczyłam, ale wydaje się, że trzeba rozszczepić duszę, aby móc umieścić
jej część w danej rzeczy, a rozszczepienia można dokonać tylko przez gwałt na
życiu, tak to określili, czyli przez morderstwo. Było tam też zaklęcie, ale go
nie tłumaczyłam.
-Zgadza się panno Granger, i tak się składa, że Tom Riddle
stworzył ich siedem. W tym jeden, którego istnienia nie przewidział. Nie wiem
dokładnie czym są konkretne Horkruksy, ale powiem ci wszystko co wiem Hermiono,
ponieważ najprawdopodobniej to właśnie wy będziecie musieli sprostać zadaniu
odnalezienia i zniszczenia ich. Zniszczono póki co dwa spośród siedmiu.
Pierścień należący do rodziny Gauntów i dziennik Toma, zakładam, że pozostałe
mogą mieć coś wspólnego z założycielami, szczególnie, że Tom miał możliwość
pozyskiwania takich artefaktów. Jestem niemal pewny, że kolejnym Horkruksem jest
Nagini, wąż, który mu stale towarzyszy, co do siódmego jestem pewien czym, a
raczej kim jest. – mogła niemal dostrzec swoje spanikowane oblicze w błękitnym
spojrzeniu starca, już wiedział, że się domyśliła – Tak panno Granger, obawiam
się, ze mamy już pewność Harry Potter
jest siódmym horkruksem, i – uniósł dłoń aby ją uciszyć – i będzie
koniecznym dopilnowanie, żeby dotrwał do końca wojny, aby po zniszczeniu
pozostałych, mógł stanąć naprzeciw Voldemorta, by ten osobiście pozbawił go
życia. – łzy same popłynęły z jej oczu.
-Ale to niemożliwe profesorze – szlochała – nie, nie Harry,
przecież tak nie można, przecież on ma życie przed sobą...
-Niestety jesteśmy zmuszeni postawić w tej sytuacji na
mniejsze zło. Harry musi zginąć z ręki Voldemorta, by tysiące innych mogły
przeżyć. Tu chodzi o coś więcej panno Granger niż ty, ja czy Harry, tu chodzi o
cały magiczny świat, który stoi właśnie na progu zagłady – powiedział poważnie,
a ona się opanowała – Musisz zrobić wszystko, i podkreślam to jeszcze raz
absolutnie wszystko, nie przebierając w środkach, aby Harry dożył spotkania z
Tomem Riddlem. Jeśli będziesz zmuszona użyć ostatecznych środków, nie wahaj się
ani chwili, martwy wróg, to wróg, który więcej wam nie zagrozi. Czy mnie
zrozumiałaś Hermiono?
-Tak panie dyrektorze – odparła słabym głosem, w którym
jednak dało się wyczuć postanowienie i determinację – Zrobię co będzie
konieczne, żeby ocalić nasz świat. – dodała nieco pewniej.
-Zatem możesz wrócić do swojego dormitorium – pożegnał się
wstając z fotela
-Dobranoc profesorze – powiedziała sięgając do klamki.
-Dobranoc, i Hermiono, nie zaprzestawaj przygotowań, otwarta
wojna może nadejść lada moment. – odparł poważnie.
Wspomnienie rozmywało się, a ona z jękiem otworzyła oczy,
łapała powietrze sporymi haustami. Na oślep chwyciła butelkę z Ognistą i upiła
parę łyków.
-Niech to się skończy... niech to się skończy... niech to
się skończy – powtarzała gorliwym szeptem, jakby modląc się do bóstwa
odpowiedzialnego za jej osobisty upadek, ale dobrze wiedziała, że i tym razem
jej prośby nie zostaną wysłuchane, jej oczy straciły ostrość widzenia, słuch
się przytępił, znów mimo woli wędrowała do chwili, o której wolałaby zapomnieć.
Koniec czerwca zeszłego roku. Pamiętała, że stała na wieży
astronomicznej, chciała zapomnieć o Ronie, który ciągle i ciągle mizdrzył się
do Lavender. To wtedy usłyszała huk, już, kiedy niemal instynktownie zbiegała w
dół schodami, w oddali zauważyła migotające promienie zaklęć. Przed oczami w
przeciwległym korytarzu mignęła jej postać w masce. „Śmierciożercy w
Hogwarcie... Kurwa.” Tylko tyle zdążyła pomyśleć, gdy jasny promień
śmiercionośnego zaklęcia śmignął tuż obok jej ucha.
–Sectumsempra – wrzasnęła kierując różdżkę w stronę źródła
zaklęcia. Tak, przeczytała dokładnie podręcznik, znawcy eliksirów parającego
się tworzeniem czarnomagicznych klątw, który znalazł Harry. Jej zaklęcie
chybiło celu, wiedziała, że drugi raz się nie zawaha.
–Avada Kedavra – syknęła z nienawiścią znów skupiając się na
napastniku, promień jej zaklęcia był silny, tym razem nie chybiła. Czuła się
dziwnie po tym jak pierwsza w jej życiu osoba padła martwa spod jej różdżki.
Nie miała wtedy wyrzutów, żadnych łez ani lamentu. Zrobi to co trzeba, żeby
wygrać wojnę. Puściła się biegiem. Na końcu długiego holu zauważyła grupkę drugorocznych
z Ravenclavu.
–Do swoich dormitoriów! No już! – krzyknęła tonem o jaki
nigdy by siebie nie podejrzewała. Dzieci uciekły spłoszone. Harry, teraz Harry
był priorytetem. Proste zadanie znaleźć, sprawić, żeby był bezpieczny, wrogów
zabić. Śmiech, to on ją poprowadził, demoniczny śmiech Bellatrix Lestrange
dudniący w Wielkiej Sali. I głos Harry’ego „Snape ty zdrajco! On ci ufał, a ty
go zabiłeś, walcz ty cholerny zdrajco!”. Nie dobrze, bardzo nie dobrze, bardzo,
bardzo nie dobrze. Przyspieszyła tempa, musi do niego dotrzeć, zanim oni to
zrobią. Nogi niemal odmawiały jej posłuszeństwa. Kolejna postać w masce, tym
razem czerwony promień sunący w jej stronę, uskoczyła.
–Avada Kedavra! – kolejny trup pod jej stopami. Kilka metrów
przed nią przy wyjściu na błonia dostrzegła Harry’ego. Bardzo, bardzo źle.
Biegła ile sił w nogach, a adrenalina buzowała w niej jak nigdy. Jeden ze
śmierciożerców wycelował w Harry’ego. „To Po...”
-Avada Kedavra! – krzyknęła desperacko, padł. Harry
popatrzył na nią z niedowierzaniem. Kolejny promień leci w stronę jej
przyjaciela.
-Padnij! – wrzasnęła, chłopak posłusznie opadł na ziemię.
Podbiegła do niego i z całej siły podciągnęła go do pozycji stojącej. –Różdżka
Harry! – syknęła, po chwili oboje walczyli ramię w ramię.
-Zabiję tego zdrajcę! – zawył
-Nie Harry! Nie! Jest ich za dużo! Musimy uciekać! – darła
się ile sił w płucach, zaklęcia rzucała na prawo i lewo. Już wiedziała, że nie
wygrają tej bitwy. „Co zrobić? Co zrobić?” – Homenum Rebelio! – postawiła
szybko tarczę przed prostszymi zaklęciami –Za mną teraz! – pociągnęła go za
rękę, uciekali ile sił w nogach, złowrogie promienie świszczały im koło uszu,
zerknęła za siebie ostatni raz. Ktoś ich ścigał, postawny, z toporem ...jasne
... McNair. Z nadzieją zerknęła w kierunku zamku, dostrzegła tam poruszenie,
jednak prawda była gorzka, byli zbyt daleko, nikt im nie pomoże, nikt nie
usłyszy ich krzyku.
-Nie bój się Harry! – krzyknął śmierciożerca obrzydliwie
słodkim głosem – Sectumsempra! – promień wycelowany w nią trafił Harry’ego.
Furia zatańczyła w jej żyłach.
-Crucio! – mężczyzna został powalony i zaniósł się krzykiem,
zbliżyła się do niego – Incendio – szepnęła i ogarnęły go płomienie,
przyglądała mu się przez moment, jednak jęk przyjaciela przywrócił ją do
rzeczywistości. „Harry musi żyć za wszelką cenę.” Powtórzyła w myślach,
zostawiła płonącego jeszcze czarodzieja i uklękła nad poranionym chłopcem.
–Vulnera satante, vulnera satante, vulnera satante – recytowała śpiewnym
głosem, odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła jak otwierają się jego oczy.
-Dumbledore nie żyje. – wycharczał – Ten zdrajca Snape go
zabił. – spojrzała w przód, tłum
uczniów stał przed Hogwartem. Chwyciła Harrego pod ramię i ruszyła naprzód, by
po chwili ujrzeć martwe ciało dyrektora. A więc otwarta wojna się rozpoczęła.
Jedno mrugniecie później była z powrotem w obskurnym pokoju Dziurawego Kotła.
Zmysły powróciły do niej, znowu widziała i słyszała, otarła
spocone czoło wierzchem dłoni.
-Dlaczego? Dlaczego, nie potrafisz przestać idiotko?
Dlaczego pozwalasz temu się dziać? – syknęła w przestrzeń – To nie jest
naprawdę... – jęknęła ocierając załzawione oczy –to się nie dzieje.... nie
dzieje... – już wiedziała, co nadejdzie jako następne, to konkretne wspomnienie
lubiła, nawet jeśli nie było szczęśliwe, jednak jeśli ma przetrwać dzisiejszy
wieczór musi wypić zdecydowanie więcej.
Jej pokój we wspomnieniach wciąż był wyraźny, mogła niemal
wyczuć zapach waniliowych świeczek i róży doniczkowej hodowanej na parapecie.
Znowu tam była. Rozejrzała się upewniając się, że wszystko czego mogłaby
potrzebować zostało spakowane do torebki opieczętowanej zaklęciem
zmniejszająco-zwiększającym. Chciała zapamiętać każdy szczegół, detal, kolor,
zapach. Beżowe ściany, kreski na framudze drzwi zaznaczające jej wzrost w
kolejnych latach. Ramki ze zdjęciami powieszone w przedpokoju, które od teraz
miały pozostać tylko w jej pamięci. Poszła do łazienki, by po raz ostatni
poczuć zapach karmelowego szamponu mamy, którego woń w dzieciństwie pomagała
jej zasnąć, kiedy wtulała się w jej loki. Weszła do sypialni rodziców, po raz
ostatni gładząc materiał wiecznie wygniecionych lnianych koszul taty. „Już
czas.” Te dwa słowa dźwięczały jej w umyśle jak niechciany pogłos. Założyła
płaszcz, zabrała torebkę, powoli odliczając stopnie, zeszła na dół. Rodzice siedzieli
na kanapie, oglądali telewizję, z niepokojem przyjmując coraz to nowe fakty o
atakach, które ostatnio pojawiały się coraz częściej. Patrzyła na samą siebie,
która podchodzi do rodziców na tyle cicho, by jej nie usłyszeli. Chciała
zatrzymać to wspomnienie, zostać tam, zostać za wszelką cenę w tych strzępkach
świadomości z zachowanym obrazem bezpiecznego miejsca. Ale nie udało się. Z
bólem serca przetrwała moment, w którym jej młodsze ja wyjęło różdżkę i z bólem
twarzy wyszeptało „Obliviate”. Tamta Hermiona opuszczała dom z poczuciem, że
jej rodzice będą bezpieczni. Teraźniejsza wiedziała, że to był błąd. Błąd,
który kosztował ich życie. Postąpiła krok naprzód, jednak zamiast znaleźć się
za drzwiami trafiła znów do zaniedbanego pokoiku.
Tym razem nie powiedziała ani słowa, pozwoliła łzom spływać
po jej twarzy, moczyć wątpliwej jakości poduszkę. Wiedziała, że jej koszmar
dopiero się zaczyna.
-Taka brudna ... – wyszeptała. Tutaj stanowczo było trzeba
więcej ognistej.
O cholera!
OdpowiedzUsuńTen rozdział bardzo mi sie podoba. Świetnie napisane. Aż jestem ciekawa tego co będzie dalej!
Mam nadzieje,ze szybko dodasz kolejny rozdział.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
opowiadaniahp.blogspot.com
Pisz dalej. Potrzebuję dowiedzieć się, co jest puźniej.
OdpowiedzUsuńNo stara, się postarałaś bijacz :D
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mi żal Hermy, ale ja i tak wiem co będzie dalej i wiem kurna wszystko, bo jestem bossem na maxa :DD
I tak nadal Cię nie lubie, że nie ma tu Snape'a, ale chyba przeżyje... ( Zdjęcie Jasona zrobiło swoje... Ty wiesz^^)
Retrospekcja genialna, uczucia świetnie opisane i sama czułam, to co ona, ale dostroiłam się też bardziej muzyką filmową, więc już w ogóle odleciałam :D
Cisnę Cię dalej na pisanie, bo mimo wszystko nie wiemy nic więcej, a inni i ja czekamy na główną akcję <3
Seksy stara :*
pysiame