piątek, 2 października 2015

Rozdział 6

A jednak napisałam rozdział. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy O.o


Ze wszystkich sił starała się powstrzymać ta chorą retrospekcję. Odwracanie uwagi od wydarzeń nie pomagało, więc pokonała opór swojej psychiki i dobrowolnie podążyła do kolejnego wydarzenia.

Lochy Malfoy Manor. To tam zaczęła się jej obsesja.
Niedługo po tym, jak zdobyli medalion, dorwali ich szmalcownicy.

-Nie chcę... – wyjęczała, poddając się samej sobie. Podjęła próbę, ale poległa.

„Od czego tak uciekasz?” – w jej głowie znów syczał ociekający cynizmem głos.
„Wszyscy zapłacili i ty to zrobiłaś.”

Nóż Bellatrix Lestrange w jej wspomnieniach nie zadawał jednak już tyle bólu, co wtedy. Teraz wiedziała, że jej się należało. Zasłużyła na tą torturę i haniebny napis „szlama” na swoim przedramieniu.

-Dość Bella – odezwał się Lucjusz Malfoy. – Jeśli chcesz się zabawić, weź rudego, nią ja się zajmę...
”Jak to rudego? Rona? Nie...” – jej umysł krzyczał, przelewając myśli przez jej usta.
-Nie! Tylko nie Rona! Weź mnie! Mnie!
-A więc to jednak oni – Lestrange zaśmiała się szaleńczo i zbliżyła różdżkę do mrocznego znaku na swoim przedramieniu.
-Znaleźliśmy przy nich to – jeden ze szmalcowników przerwał kobiecie chwilę triumfu, pokazując miecz Godryka Gryffindora. Bellatrix zatrzymała się natychmiast.
-Nie możemy go wezwać. Jeśli teraz się tu pojawi, będziemy skończeni. Wszyscy – wysyczała groźnie. – Tego – wskazała na Harry’ego – do lochu. Tego – przejechała paznokciem po policzku Rona – do moich komnat.
-Nie, tylko nie Ron, błagam – zapiszczała Hermiona. Lucjusz Malfoy wymierzył jej siarczysty policzek. Nawet we wspomnieniu zapiekło tak samo.
-Zamknij się, jeśli ci życie miłe. Twoje i jego – wysyczał jej do ucha, ciągnąc za sobą w głąb korytarza.  Łzy popłynęły jej po policzkach, te realne też zaczęły kapać na ciało ściskanego w ramionach martwego kota.

Na chwilę otrzeźwiała, ale po chwili pojawiła się kolejna migawka.

Była w ciemnym pokoju, a tuż przy uchu czuła ciepły oddech.
-Uspokój się Granger – lodowy ton Lucjusza Malfoya nie pasował do tego ciepła. – Jesteśmy po uszy w gównie a musimy wyjść z tego czyści. – Skierował na nią różdżkę. – Legilimens – wdarł się do jej umysłu. Jej obrona była zbyt słaba. Nigdy nie była dobra w oklumencji. Wyobrażenie wodnej bariery rozstąpiło się pod jego siłą, mur runął. Jej umysł był przed nim nagi, jak nigdy przed nikim. Właśnie przed nim, przed zdrajcą, śmierciożercą, przed mordercą, przed Lucjuszem Malfoyem. Zawiodła. Widział wszystko, ich plany, insygnia, horkruksy, miecz Gryffindora... ale poszedł dalej, bezczeszcząc wspomnienia o jej rodzicach, widział ich ciała, czuł jej ból. Nagle wszystko ustało.
-Dołohov, Avery, Nott – wyszeptał do jej drugiego ucha. Zadrżała, zyskała chwilę świadomości, mimo strachu, jaki ją opanował.
-Dołohov, Avery i Nott – powtórzyła, zdając sobie sprawę, że właśnie wyjawił jej winnych morderstwa jej rodziny. – To jakaś gra?
-To nie gra – wysyczał. Wspominając to wydarzenie, jeszcze intensywniej czuła dreszcze, które opanowały ją, kiedy był tak blisko, kiedy jego długie palce ślizgały się po jej ramionach, kiedy igrał z nią, po to, by za chwile ją uwolnić.
-Powiem to tylko raz, a ty wykonasz wszystko bez sprzeciwu – odwrócił ja do siebie i spojrzał jej w oczy. – Weźmiesz moją różdżkę, oszołomisz mnie, potem biegiem, piąty pokój po prawej, zdejmiesz strażnika, tylko niewerbalnie, wiem, że potrafisz, wejdziesz z impetem i rozbroisz Bellatrix, nie możesz dać jej ani chwili, bo będzie po was – wcisnął jej w dłoń małą buteleczkę. – Ten eliksir dasz Weasley’owi, to go pozbiera po zabawie z Bellą. Potem oboje biegniecie schodami w górę, potem w lewo i w dół do lochów. Tam musisz działać błyskawicznie. Rzucisz „Bombardo” na kratę i wezwiesz Zgredka. Pojawi się tu i wyprowadzi was tunelem. Nie próbujcie aportacji, ani niewybaczalnych, bo to tylko ściągnie tutaj JEGO. Na końcu tunelu spotkasz znów mnie. Zrozumiałaś?
Kiwnęła tylko głową.
-Teraz musisz krzyczeć. Głośno. Nie mogą się domyślić, że to ja ci pomagam – nakazał, ale z jej gardła nie wydobył się nawet pisk.
-Krzycz kretynko! – warknął, jednak i to nie pomogło. Dopiero, gdy uderzył ją w twarz, odblokowała się. Krzyczała, głośno, aż zdarła gardło.
-Teraz – warknął, a ona zaczęła działać jak na autopilocie.
-Petrificus totalus – oszołomiła go.
Drzwi.
Strażnik.
-Drętwota. Alohomora. – Bella tuż przy Ronie.
-Expeliarmus – odebrała jej różdżkę. – Drętwota. – Podała eliksir Ronowi.
-Nie pytaj – warknęła, ignorując wyraz jego twarzy. – Szybko, za mną – wydała polecenie.
Biegli razem do lochów. Ile sił w nogach.
-Bombardo! Zgredek! – Skrzat od razu się pojawił.
-Harry, bierz tylko tych, którzy nas nie spowolnią – powiedziała, a Potter obrzucił ją dziwnym spojrzeniem.
-Bierzemy wszystkich! – Wybraniec zadecydował. I wzięli. Wyczerpaną Lunę, Olivandera i jakiegoś kulejącego faceta.
-Zgredku, prowadź nas tunelem! No już!

Wiedziała, że powinni biec szybciej, lecz podtrzymywali tych, którzy nie nadążali. Luna dawała radę. Olivander mógł być jeszcze potrzebny, ale ten ostatni mężczyzna... Przez niego mogło się nie udać.
„Życie Harry’ego za wszelką cenę” – na jawie również wyszeptała te słowa.

Nie mogła pozwolić, żeby cały plan runął.

-Drętwota – niewerbalnie oszołomiła kulejącego więźnia. – Harry dalej! Biegnij! – krzyknęła, odwracając uwagę od tego, który został w tyle.
Zobaczyli światło na końcu, a ona zobaczyła jego. Lucjusza Malfoya, tego, który ich ocalił.

-Hermiona uważaj! To Malfoy! – Ron krzyknął ile sił w płucach.
-Cicho Ron. Cicho – syknęła.
-Moja różdżka – mężczyzna pewnie wyciągnął dłoń po swoją własność, a ona bez słowa mu ją oddała.
-Hermiona, co ty... – zaczął Harry.
-Zamilcz Potter – powiedział zimno Malfoy i znowu zwrocił się do niej. – Pobiegniecie tam, za drzewa i tam, i tylko tam się aportujecie. Zrozumiałaś? – polecił ostro.
-Tak panie Malfoy.
-Świetnie – podniósł różdżkę. – Obliviate – rzucił i zniknął, a ona pamiętała już tylko, żeby biec między drzewa.
Aportowali się.
Byli bezpieczni.

A jednak tym razem, będąc w Dziurawym Kotle, nie potrafiła zapomnieć o tamtym ciemnym pokoju, o pomocy, jakiej udzielił jej Malfoy, o jego dotyku i szepcie.
Nie potrafiła też zapomnieć o  mężczyźnie, którego zostawiła na śmierć, żeby Harry mógł żyć.
„Jesteś brudną szlamą Granger” –  kpiący głos nadal szumiał jej w uszach. – „Brudną szlamą i podła dziwką”

-Brudna... brudna... brudna... – powtarzała sama do siebie bujając się z martwym kotem w rękach. – Brudna, brudna, brudna – machnęła różdżką, przywołując kolejną butelkę Ognistej.

Tak. Ognista była tym, czego jej trzeba.

Pociągnęła solidny łyk, przygotowując się na dalsze wizje popełnionych przez nią czynów. Rzeczy, które odarły ją z godności i sprawiły, że złamały się wszystkie ideały, w które wierzyła.

6 komentarzy:

  1. Świetnie piszesz ;-) Oczekuję niecierpliwie następnych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo :D ciesze się ogromnie dodałaś akurat w kolejną rocznice z narzeczonym :D czekam z niecierpliwością na nowość
    pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Super niedawno odkryłam twoje opowiadania. Pozdrawiam i życzę Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie. Bardzo wciągające. Dobrze napisane, fantastycznie się czyta. Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów.
    Życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards. Po pytania zapraszam na
    http://tak-wiele-dni.blog.pl/
    Pozdrawiam,
    dubhean

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie piszesz czekam na next życzę weny

    OdpowiedzUsuń